Większość ludzi słysząc nazwę Indie ma przed oczami Taj Mahal. Faktycznie jest to najbardziej popularne miejsce w Indiach. Jest w końcu na liście Siedmiu Nowych Cudów Świata. Podczas mojego trzytygodniowego pobytu w tym kraju, nigdzie indziej nie spotkałam tylu turystów, ile w kolejce do Taj Mahal. Ale Agra (to w Agrze znajduje się ta budowla) to nie tylko Taj Mahal. Sprawdźcie poniżej, co innego możecie jeszcze zobaczyć w tym mieście. Zobaczcie też, na co musicie uważać.
Jak dotrzeć do Agry? Niestety nie ma lotów bezpośrednich do Agry. Najłatwiej będzie Wam dolecieć do New Delhi (178 km od Agry) i stamtąd pociągiem (jak kupić bilet na pociąg w Indiach przeczytacie tutaj) do samej Agry. Możecie też przejechać z New Delhi do Agry autobusem, ale będzie to droższe. Możecie też dolecieć do Jaipur (217 km od Agry) albo Mumbaju (1200 km!), a potem również pociągiem. Jazda pociągiem po Indiach jest przygodą już samą w sobie – polecam Wam choć raz w życiu tego spróbować. Ja do Agry dostałam się pociągiem z Amritsar (około 700 km).
Gdzie spać w Agrze? Nocleg w Agrze najłatwiej będzie Wam znaleźć na booking.com. Zwróćcie uwagę, że im bliżej Taj Mahal będzie Wasz hotel/hostel, ceny będą wyższe -niekoniecznie warunki będą lepsze.
Uwaga: riksiarze i naciągacze! Przemieszczanie się rikszami jest popularne w całych Indiach, ale to riksze w Agrze zapamiętam na długo. Niestety nie z ich dobrej strony. W Agrze na każdym kroku każdy będzie chciał Was naciągnąć! Tak będzie z hotelem, restauracjami, kierowcami riksz, ulicznymi sprzedawcami. Chociaż spędziłam w tym mieście trzy dni, ledwo mogłam znieść nachalność ludzi. Nie ma na to żadnej reguły. Musicie jakoś sami spokojnie reagować na takie zachowania, bo przecież spać i jeść gdzieś musicie. Chyba najlepiej twardo postawić na swoim, a jeśli nie uda się Wam uzyskać zadowalającej ceny, po prostu odwróćcie się na pięcie i idźcie przed siebie. Zerknijcie na moje zapiski z indyjskiego pamiętnika:
Na śniadanie wybieramy restaurację położoną przy hotelu. Cieszymy się, bo w karcie jest mięso (kurczak i koza), ale porażają nas ceny, nawet za zwykły chlebek naan żądają 60 rupii (zwykle około 20-30 rupii). Niestety rezygnujemy z mięsa, wybieramy “special breakfast” za 99 rupii – amerykański zestaw śniadaniowy. Jak bardzo jesteśmy rozczarowani, kiedy kelner stawia przed nami TO amerykańskie śniadanie… dwie kromki chleba tostowego maczane w jajku. Dobrze, że przynoszą też miskę ketchupu, który ratuje śniadanie…
I jeszcze kawałek:
Obaj kierowcy upierają się, żeby zawieźć nas na tutejszy bazar. Najedzeni, zgadzamy się i nawet cieszymy się, pamiętając jak dużo frajdy sprawiały nam bazary w innych częściach świata. Nastawiamy się, że po obiedzie dopchamy się właśnie na tym bazarku jakimś egzotycznym street foodem. Ale bazar, na który zawożą nas riksiarze, nie przypomina w żadnym stopniu bazarów z naszych wyobrażeń. To ciąg kilku sklepów z różnymi artykułami. Wchodzimy do pierwszego z nim z materiałami, sari, chustami i innymi indyjskimi ubraniami. Nachalni sprzedawcy na siłę próbują coś nam wcisnąć. Sari są przepiękne, ale kilka tysięcy rupii za kawał materiału to nic dla nas. Uciekamy stąd! Nie chcemy wchodzić już do kolejnych sklepów (figurki, ręcznie robione ozdoby), mimo uporczywego nacisku ze strony kierowców. Wsiadamy do riksz i każemy zawieźć się do hostelu.
Zwiedzanie Taj Mahal. Dziwnie byłoby przyjechać do Indii i nie zobaczyć tego miejsca. Bilety możecie kupić wcześniej online (cena bez zmian, a jest to bardziej skomplikowane) albo przy jednym z wejść na teren zabytku. Swoje bilety kupiłam dzień przed zwiedzaniem grobowca – policjant spotkany na jednej z głównych ulicy prowadzących do Taj Mahal polecił mi, że najłatwiej będzie zdobyć bilety już dzień wcześniej i zaprowadził mnie to biura przy ulicy Taj East Gate Road (nie wiem czy to nie kolejny przejaw naciągania w Agrze). Wraz ze mną do kas czekało kilkanaście nieindyjskich turystów. Ale kolejnego dnia stojąc już w kolejce z innymi zwiedzającymi przy jednym z wejść na teren grobowca, nie zauważyłam, żeby ktoś dopiero kupował bilet. W poleconym przez policjanta biurze kupiłam bilet wstępu, w pakiecie dostałam też pokrowce na obuwie (potrzebne są przy wejściu do wnętrza Taj Mahal) i wodę oraz bezpłatny przejazd w obie strony.
Taj Mahal możecie zwiedzać przez cały rok z wyjątkiem piątków (Taj Mahal to obiekt muzułmański, a piątek jest ich dniem modłów – istnieje możliwość zwiedzania go w piątkowy wieczór, pod warunkiem, że dołączycie do modłów) od wschodu do zachodu słońca. Do dyspozycji macie trzy wejścia: od wschodu, zachodu i południa.
A teraz najciekawsza wiadomość: bilet wstępu dla obcokrajowców to 1000 rupii (około 60 zł), ale miejscowi zapłacą… 40 rupii (około 2 zł!). Mimo takiego rozrzutu cenowego, mimo tłumów na każdym kroku, z chęcią wróciłabym tam, by znowu nie móc oderwać oczu od tego hipnotyzującego grobowca.
Na zwiedzanie Taj Mahal poświęćcie około 2-3 godzin. Dobrze jest zjawić się przy jednym z wejść wcześnie rano, najlepiej jeszcze przed wschodem słońca. Sam Taj Mahal wygląda jeszcze piękniej w porannym świetle, poza tym w ciągu dnia w Agrze panują bardzo wysokie temperatury i duża wilgotność powietrza, co nieco przeszkadza w poczuciu własnego komfortu. Dobrze też zjeść wcześniej śniadanie, na terenie zabytku niczego nie uda Wam się kupić, nawet butelki wody. Według instrukcji wejścia na teren obiektu wymagany jest ubiór zakrywający kolana i ramiona, a także włosy, ale widziałam sporo odstępstw od tego, więc nie musicie się specjalnie przejmować co na siebie włożycie.
Kiedy jeszcze z na wpół otwartymi oczami podjechałam pod Taj Mahal, kolejka była już baaaardzo długa (osobna dla kobiet, osobna dla mężczyzn), ale przesuwała się sprawnie, mimo solidnej kontroli osobistej przy samym wejściu. No i weszłam. Ale nie dane mi było jeszcze zobaczyć Taj Mahal. Trzeba było przejść jeszcze kilkaset metrów.
I wtedy ukazał się ON! Obudziłam się wtedy na dobre. Przepiękny Taj Mahal. Wokół niego tłumy turystów z każdego kontynentu. Ale wtedy nie przeszkadzało mi to. Kiedy już wróciłam na ziemię, poszły w ruch telefony i aparaty – wtedy już zaczęli mi przeszkadzać inni ludzie, bo jak tu zrobić zdjęcie niczym z okładki biura podróży z TYM budynkiem w tle, kiedy wokół non stop ktoś się kręci? Ale nie poddałam się, odstałam swoje w kolejce, żeby i mnie udało się dopchać do tego najlepszego fotogenicznego miejsca (szkoda tylko, że zabrakło wody w słynnych fontannach przed Taj Mahal).
Przez kolejne dwie godziny przechadzałam się po ogrodach wokół budynku, weszłam też do środka mauzoleum, ale ani na mnie, ani na nikim z moich znajomych nie zrobiło to wrażenia. Wreszcie zmęczona (i głodna, bo wyszłam bez śniadania!) usiadłam z boku Taj Mahal i cieszyłam się tym cudem świata.
Taj Mahal to tak naprawdę grobowiec wzniesiony przez pogrążonego w smutku cesarza z dynastii Wielkich Mogołów na cześć zmarłej przy porodzie żony. Sama przed śmiercią zmusiła go, żeby obiecał jej między innymi zbudować wielki grobowiec. Budowano go 22 lata z marmuru przywiezionego aż 350 kilometrów dalej! Może trudno w to uwierzyć patrząc na tą wspaniałą budowlę, ale w latach trzydziestych XIX wieku Taj Mahal był ruiną, pojawiły się nawet plany jego rozebrania, a marmur chciano sprzedać w Londynie! Ale możemy wszyscy odetchnąć z ulgą, bo mało tego, że żadna cegiełka grobowca nie ucierpiała, to jeszcze otoczono go specjalną troską i żeby marmur nie tracił swojego uroku, zabroniono stawiania obiektów przemysłowych w promieniu 50 kilometrów od niego. Sami sprawdźcie poniżej, jak pięknie się prezentuje.
Taj Mahal nocą. Od razu wyjaśniam, że nie da się legalnie zwiedzić Taj Mahal nocą. Ale wraz ze znajomymi wkręciliśmy sobie, że przecież musi być gdzieś miejsce, gdzie widać chociaż kawałek tej budowli bez wchodzenia do środka. I owszem, jest taka możliwość, o czym przeczytacie parę linijek niżej. Ale my o tym dowiedzieliśmy się dopiero kolejnego dnia. A tymczasem nocą wybraliśmy się na spacer wokół murów grobowca. Taki spacer, że jak teraz sobie o nim myślę, z przerażenia włosy stają mi na głowie. Nie będę tutaj wypisywać szczegółów, żeby nikomu z Was nie przyszło do głowy powtarzać naszego szalonego obchodu po mrocznej Agrze…
Inny widok na Taj Mahal. Jeśli chcecie zobaczyć Taj Mahal z innej perspektywy albo chcecie zrobić to taniej, wybierzcie punkt widokowy na drugim brzegu rzeki Jamuna – ogrody Mahtab Bagh. Widok wcale nie gorszy. Za wstęp zapłacicie 200 rupii i będziecie mogli podziwiać grobowiec bez tłumów (chyba że z wielkimi krowami chłodzącymi się w wodach rzeki). W parku tym znajdziecie też ruiny, co według niektórych jest pozostałością niedokończonej budowli czarnego Taj Mahal. Sprawdźcie na poniższych zdjęciach jak Taj Mahal prezentuje się z drugiej strony rzeki. Którą wersję wybieracie? 🙂
Agra to oczywiście nie tylko Taj Mahal, chociaż to właśnie on przyćmiewa wszystkie inne miejsca (i to nie tylko w Agrze). Bo Agra to też Red Fort inaczej nazywany Agra Fort – to kompleks budowli obronno-pałacowych z XVI wieku, pod względem architektonicznym wygląda on nawet ciekawie, ale uważam, że nie jest wart swojej ceny (dla obcokrajowców 500 rupii, miejscowi 35 rupii). Będąc w tym miejscu snułam się z jednego budynku do drugiego, nie będąc bardzo przekonaną czy warto tutaj przychodzić. Drugi raz nie wybrałabym tego fortu. Oceńcie sami po zdjęciach czy Waszym zdaniem warto tam zawitać.
Zdecydowanie bardziej podobała mi się wieczorna przechadzka po wąskich uliczkach centrum miasta, gdzie w powietrzu unosił się zapach egzotycznych dań. Można było zjeść indyjską jajecznicę przygotowaną na moich oczach tuż przy samej drodze. Mogłam się przypatrywać handlującym wszystkim-co-tylko-się-da mieszkańcom, znalazłam nawet uliczny serwis RTV i aptekę bez szyb i to nie tych oddzielających pacjentów od personelu, ale szyb oddzielających leki od ulicznego ruchu, bez klimatyzacji, przy temperaturze 40 stopni!
Mogłam też zaglądać ludziom do domów. Czasem z przerażeniem odkrywałam w jakich warunkach żyją – kilkunastoosobowa rodzina na paru metrach kwadratowych. Ale przy tym wszystkim napotkanym ludziom uśmiechy nie schodziły z twarzy. Zwłaszcza dzieciom, które ganiały za naszą grupką białych, radośnie machały i wołały Hello, a potem bez końca pozowały do zdjęć i tuliły się do nas.
Przeżycia bezcenne, przyćmiewające nawet sam Taj Mahal.
Przy tym wszystkim musiałam patrzeć pod nogi, żeby nie wdepnąć w zwierzęce (chyba?) pozostałości, ale też na same krowy, kozy, psy i świnie. Tyle atrakcji w jednym miejscu! Ta żywa nocna Agra spodobała mi się najbardziej.
Moja opinia o Agrze? Myślę, że nie przesadzę podsumowując, że gdyby nie słynny Taj Mahal, prawie nikt dobrowolnie nie przyjechałby do Agry. Jak tylko myślę o tym mieście, w pierwszej kolejności przypominam sobie wszędobylskich naciągaczy, dopiero potem przed moimi oczami wyrasta Taj Mahal.
Na zakończenie dorzucam Wam jeszcze kilka pamiętnikowych zapisków z podróży po Agrze. Nie wszystkie są narzekaniem na lokalsów! Doczytajcie do końca 🙂
Coś o kantorach:
Zahaczamy jeszcze o kantor. Agra wyciągnęła z nas ostatnie rupie. Kantor na ulicy, kurs sprzedawca wklepuje nam na kalkulatorze. Dajemy mu odliczoną kwotę, a on bierze pieniądze i oznajmia, że wróci za 5 minut!!! Na to my chórem: NO, NO, NO! Pieniądze zostają tutaj, a pan idzie sam. Pan się zgadza, nawet go nie dziwi nasza reakcja. Po 7 minutach wraca ze skarbonką – drugim panem z plikiem rupii w kieszeni koszuli. Chwila nieuwagi w Agrze, a człowiek może zostać bez kasy…
Uważajcie na restauracje!
Resztką sił docieramy do ulicy obfitej w restauracje, gdzie mamy zamiar w końcu zjeść śniadanie. Ponieważ już wiemy, że w Agrze biali narażeni są na naciąganie bez skrupułów, przed wejściem do restauracji sprawdzamy karty menu. Kelnerzy zbyt nachalnie zachęcają nas do pozostania w ich restauracjach, przekrzykując się i wołając coraz niższe ceny. Odpycha nas to tym bardziej. Udaje nam się w końcu znaleźć restaurację, gdzie ceny pozwolą nam nie przejeść większości zakupionych przed chwilą rupii. Kelner prowadzi nas na pierwsze piętro restauracji, widzimy, że to hotel. Z tarasu, gdzie zasiadamy przy stole i wielkim wiatraku, widzimy kawałek Taj Mahal. Zamawiamy zestawy śniadaniowe, dokładnie wypytując o ich zawartość, nauczeni z wczoraj, że nie warto wierzyć zapiskom z menu. Na szczęście śniadanie wygląda tak jak na zdjęciach, poza śniadaniem Michała, który myślał, że dostanie pieczone banany (w karcie na zdjęciu wyglądają jak kiełbaski z grilla), a dostał najzwyklejsze w skórce. Po raz pierwszy w Agrze jesteśmy najedzeni i zadowoleni z ceny. Postanawiamy wrócić tutaj na obiad.
Ta sama restauracja kilka godzin później:
Obiad. Dziwi nas zachowanie obsługi restauracji. Rano pomocni, oddani klientowi, teraz nieogarnięci, nie są wstanie zapamiętać tego co zamawiamy, herbatę przynoszą nam nalaną do połowy szklanki . Kelner ciągle dziwnie się uśmiecha, mówi zupełnie dla nas niezrozumiałym językiem. Jednogłośnie stwierdzamy, że sprawcą zamieszania musi być haszysz! Na szczęście ostatni posiłek w zwariowanej Agrze jest smaczny.
A tutaj coś zupełnie innego!
Ruszamy przed siebie z myślą o zakupie zimnego piwa. Znajdujemy sklep monopolowy, niestety bez piwa. Parę metrów dalej w kolejnym sklepie jest piwo, ale za 200 rupii! Zrezygnowani siadamy na murku przed sklepem. Podchodzi do nas policjant, dopytuje skąd jesteśmy i czy widzieliśmy już Taj Mahal. Po krótkiej wymianie informacji, żalimy się policjantowi, że takie drogie piwo w tej Agrze. Na to on radzi nam, gdzie kupić piwo za 110 rupii. Mało tego, prosi drugiego policjanta o podwiezienie jednego z nas pod sam sklep monopolowy. Po chwili wracają z policjantem i siedmioma puszkami zimnego piwa (bez kasku na policyjnym motocyklu!).
Żeby naciągania nie było za mało, samo opuszczenie Agry indyjską koleją sprawiło, że absolutnie nigdy nie zapomnę tego miasta. Ku przestrodze przeczytajcie jak uchronić się przed oszustami na indyjskich dworcach. Szczegóły mojej ostatniej nocy w Agrze zachowam dla siebie…
Ten z ekipy pracującej to nie wyglądał na pracującego 🙂 Piękne miejsce, mam nadzieję, że sama kiedyś zwiedzę. Dobrze, że nie słodzisz i piszesz merytorycznie, bo sama czasem podróżuję i wiem jakie niespodzianki potrafią po drodze wyskoczyć 🙂 Przy okazji, postanowiłam polecać Twój blog na moim (niedawno założyłam). Także jesteś jedną z dwóch perełek 🙂 I zapraszam Ciebie też do zajrzenia do mnie na https://toruniankapl.wordpress.com/