Nie przesadziłam, nazywając Granadę i León perłami Nikaragui. Nie przesadziłabym, nazywając je nawet perłami Ameryki Łacińskiej. Łącznie w swoim życiu spędziłam kilka miesięcy w tej części świata, odwiedziłam całe multum podobnych malowniczych postkolonialnych miasteczek i to właśnie Granada zauroczyła mnie najbardziej. Granada, a zaraz za nią León. Na podium zasługuje jeszcze jedno z czarujących miasteczek — Antigua w Gwatemali, ale o niej przeczytacie w oddzielnym wpisie.
Granada – informacje ogólne
Zacznę od Granady, bo to ją odwiedziłam jako pierwsze miasto i miejsce w Nikaragui i przepadłam od razu. Choć domyślałam się, co mnie tu czeka, bo przed wylotem do Ameryki Środkowej zrobiłam wielki rekonesans, Granada na żywo totalnie mnie poraziła.
Granada leży w zachodniej części Nikaragui, jest stolicą departamentu Granada i z ludnością ponad 100 tysięcy mieszkańców (2023 rok) plasuje się na dziewiątym miejscu, jako najbardziej zaludnione miasto w kraju. Granada została założona w 1524 roku przez hiszpańskiego konkwistadora Francisco Hernández de Córdoba, który zresztą też był fundatorem León, przez wielu zaś postrzegany jest jako założyciel Nikaragui. Od jego nazwiska wzięła się też waluta Nikaragui i tak po dziś dzień w kraju tym możemy płacić cordobami.
Sama nazwa Granady powstała na wzór hiszpańskiego miasta — Granady. Wpisując więc w wyszukiwarce internetowej Granada, możecie zostać w Europie albo przenieść się do Ameryki Środkowej.
Granada z wielkim prawdopodobieństwem jest pierwszym miastem założonym przez Europejczyków na kontynencie amerykańskim. Fakt ten, w przeciwieństwie do roszczeń innych miast (w tym León czy Antigua de Gwatemala), jest potwierdzony w oficjalnych dokumentach Korony Aragonii oraz Królestwa Kastylii w Hiszpanii.
León – informacje ogólne
León nie wypada nazywać miasteczkiem, bo to druga, po stolicy, największa metropolia w Nikaragui z ludnością ponad dwukrotnie większą niż Granada. Jeśli napiszę, że León również zostało założone w 1524 roku przez Francisco Hernández de Córdoba zrozumiecie, dlaczego oba te kolonialna miasta umieściłam w jednym wpisie.
León był stolicą Nikaragui od czasów kolonialnych. Dlatego też, kiedy w 1839 roku Nikaragua opuściła Zjednoczone Prowincje Ameryki Środkowej, León w naturalny sposób stał się stolicą nowego państwa. Co ciekawe, przez kilka kolejnych lat miasto stołeczne Nikaragui było przenoszone między León a Granadą. Liberałowie oponowali za stolicą w León, podczas gdy konserwatyści woleli Granadę. Zresztą, posiadanie tytułu miasta stołecznego to nie jedyny powód zażartego konfliktu między León a Granadą.
Spór o miano stolicy trwał do roku 1852, kiedy ówczesny Naczelny Dyrektor Nikaragui, Fulgencio Vega, zaproponował kompromis i tak stolicą Nikaragui ustanowiono miasto Managua.
Choć konflikt Granady z León nie przybiera już krwawych potyczek, a bywało i tak, nawet z poziomu europejskiej turystki dało się zauważyć, że nie wszyscy potrafią pozostawić dawne dzieje za sobą. Będąc w Granadzie, od lokalnego przewodnika poznałam narrację, że to Granada jest tym najstarszym miastem na całym kontynencie, a fakt ten potwierdza data wyryta na jednym z łuków prowadzących do miasta. Nie zdziwi pewnie Was to, że kiedy następnie udałam się do León, tutejszy lokalny przewodnik opowiedział dokładnie to samo, zamieniając jedynie nazwę tego na-sto-procent-najstarszego miasta na León. Podobnie miała się sytuacja, kiedy odwiedziłam Antigua w Gwatemali.
Nie będę dalej drążyć tego tematu, bo nawet sami mieszkańcy Ameryki Środkowej nie są w stanie jednogłośnie orzec, które z ich miast jest tym najstarszym. Natomiast w dalszej części tego wpisu skupię się na Granadzie i León z czysto turystycznego punktu widzenia.
Położenie Granady i León
Granada i León znajdują się w zachodniej części Nikaragui, na Nizinie Nadbrzeżnej Pacyfiku. Z León do wybrzeża Oceanu Spokojnego to 79 km na zachód, z Granady to aż 116 km, przy czym Granada leży nad jeziorem Nikaragua, znanym też jako Cocibolca — największym jeziorem w Ameryce Środkowej i drugim, po Titicaca największym w Ameryce Łacińskiej. Z León najbliżej jest do Hondurasu – 92 kilometry na północny-zachód, zaś z Granady najbliżej do Kostaryki – 306 kilometrów na południowy wschód.
Oba te jakże ważne dla Nikaragui miasta dzieli 136 kilometrów. Oba te miasta są też dobrze skomunikowane ze stolicą kraju — Managuą. Z Granady do stolicy to 48 kilometrów na południowy wschód, zaś z León to 92 kilometry na zachód.
Architektura Granady i León
Zarówno Granada, jak i León charakteryzują się kolonialną architekturą, która rozkwitała w Ameryce Środkowej od XVI do XIX wieku. Styl ten łączy w sobie elementy europejskie, głównie hiszpańskie, z lokalnymi wpływami. Główne podobieństwa w architekturze obu miast to użycie kamienia i cegły jako podstawowych materiałów budowlanych i co jest tu najbardziej charakterystyczne, fasady budynków pomalowane na biało lub w pastelowe kolory. Właśnie to czyni te miasta prawdziwie tęczowymi. Na dachach dominuje pokrycie z dachówki z czerwonej gliny. Nie brak tu kolumn i arkad, stanowiących charakterystyczne elementy zdobnicze fasad budynków i patio. Charakterystyczne są również kościoły z dwiema dość wysokimi wieżami, które zapewniają najwyższe punkty obserwacyjne. I oczywiście, jak to w tej części świata bywa, nie brakuje tu dużych placów centralnych służących jako centra życia społecznego i religijnego.
Jednak to w León da się zaobserwować silniejsze wpływy baroku, widoczne przede wszystkim w bardziej ozdobnych fasadach budynków, majętniejszych detalach i rzeźbach. Jako że León jest miastem prawie największym w kraju, słynie z dużej liczby imponujących kościołów, w tym największej w całym kraju Katedry w León, o której przeczytacie nieco niżej.
Granada zaś prezentuje silniejsze wpływy mauretańskie widoczne w łukach podkowiastego kształtu, patio z fontannami i ogrodami. To tu znajduje się też więcej kolonialnych rezydencji. Niektóre z nich wyglądają jak małe zamki. Większość z nich służy obecnie za luksusowe hotele.
Must see Granady i León
3 must see Granady:
- Beztroski spacer po uliczkach miasta, taki bez mapy w ręku i założonego celu w głowie. Jest to dla mnie absolutny numer jeden w Granadzie.
- Parque Central de Granada, czyli Park Centralny, gdzie rozgrywają się najważniejsze wydarzenia, czyli targ pod gołym niebem czy scena gotowa przyjąć nawet spontaniczny występ. To tu w cieniu drzew na wysłużonych ławkach odpoczywają miejscowi, a przyjezdni ukradkiem próbują to sfotografować, to tu też wzdłuż Avenida Vega od wczesnych godzin porannych ustawiają się konie z białymi jak śnieg bryczkami i cierpliwie czekają na swoją kolej.
- Catedral Inmaculada Concepción de María — czyli katedra w Granadzie, z której z wieży rozpościera się urzekający widok nie tylko na malowniczą Granadę, ale i na otaczające ją jezioro Cocibolca, a także wulkany (bilet wstępu to niewielka opłata).
3 must see León:
- Choć i tu można by się pokusić o wstawienie punktu pod tytułem spacer po uliczkach miasta, jednak ze względu na fakt, że León jest o wiele większym miastem niż Granada, spacer nie jest już tak kameralny. León jest głośniejsze, ulice są nieco szersze, odrobinę bardziej zaśmiecone. Codziennie przelewa się tu więcej mieszkańców, ale i turystów. Jednak bezcelowy spacer po mieście to zdecydowanie najlepszy sposób na poznanie nowego miejsca.
- Real e Insigne Basílica de la Asunción de la Bienaventurada Virgen María – Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, czyli słynna Katedra w León, dla której przyjeżdżają tu mieszkańcy Nikaragui i sąsiadujących krajów, ale i przybysze z całego świata. To jeden z najważniejszych zabytków nie tylko w León, czy Nikaragui, ale całej Ameryce Środkowej. To też największa świątynia katolicka na kontynencie, do tego zachwycająca barokową architekturą w stylu kolonialnym. Nie dziwi więc, że katedra znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Największym powodzeniem cieszy się dach katedry (niewielka opłata), pomalowany na śnieżno biało, skąd rozpościera się szeroka panorama na miasto i okolice, i jak to w Nikaragui bywa, z wulkanami na horyzoncie. Dach katedry jest też doskonałym punktem obserwacji zachodzącego słońca. A ponieważ nie tylko ja to wiem, miejsce to jest dość oblegane. Dlatego na zachód słońca polecam wybrać się do kolejnego punktu.
- Schody Kościoła El Calvario. To tu można odsapnąć od gwaru panującego na dachu katedry głównej, to tu można podumać, to tu można też poobserwować uliczną codzienność. Wreszcie to stąd całkiem zacnie można nacieszyć oczy zachodzącym za katedrą słońcem.
Co ciekawego znajduje się w okolicy Granady i León?
Każde z powyższych miast przyciąga turystów z innego powodu. I nie chodzi mi tu tylko o odmienną architekturę, mniejszy lub większy tłok, różnobarwne przyklejone do siebie domy.
Zagraniczni przybysze wybierają Granadę, jeśli na ich podróżniczej liście znajduje się jezioro Cocibolca, ale też wulkan Masaya czy słynna wyspa Ometepe.
Zaś León to doskonała baza wypadowa na wulkan Cerro Negro, z którego szczytu można zjechać na drewnianej desce.
Granada czy León?
Choć oba miasta, Granada i León uplasowały się na podium moich miast Ameryki Środkowej, gdybym miała wybrać tylko jedno z nich, bez chwili namysłu mój wybór padłby na Granadę.
Znacie to uczucie, kiedy wybieracie się do nowego miejsca i spodziewacie się, na podstawie setek przejrzanych internetowych relacji, co tam zastaniecie? Ale kiedy docieracie na miejsce, aż ciężko podnieść szczękę z ziemi, bo rzeczywistość znacznie przerosła oczekiwania. Bolesną prawdą jest to, że im więcej się podróżuje, tym tych momentów porażenia i podziwu jest coraz mniej, dlatego tym bardziej ceni się takie przypadki.
I tak było w przypadku mojego spotkania z Granadą. Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy wreszcie zostałam uwolniona z autobusu, który przez kilka ciągnących się w nieskończoność godzin wiózł mnie do Granady z Kostaryki i zobaczyłam te proste niczym kartka zeszytu w kratkę ulice, wokół których wznosiły się parterowe, pomalowane w pastelowe barwy domki. I tak szłam przed siebie w kierunku zarezerwowanego na bookingu hotelu, jeszcze wtedy nieświadoma, w jak doskonałej lokalizacji on się znajduje.
Ten moment, kiedy na kolejnym minionym skrzyżowaniu skręciłam w prawo i oto stanęłam na Parque Central de Granada, należy do TYCH zapierających dech w piersiach. Dosłownie poczułam się tu, jakbym przeniosła się do innego świata.
Parque Central stanowi serce Granady. To prostokątny plac, wokół którego wznoszą się kolonialne budynki pomalowane we wszystkie kolory tęczy. To tu w równym szeregu stoją białe bryczki, ozdobione różowymi kokardkami, a do każdej z nich przypięte są dwa niewielkie konie, cierpliwie czekające na swoją kolej. Z prawej strony Parque Central toczy się handel — to tu można zaopatrzyć się w lokalne rękodzieła: mozolnie sklejane modele statków pirackich, dziergane czapki i szaliki z alpaczej wełny, w sam raz na nocną wizytę na którymś z nikaraguańskich wulkanów. To tu można zakupić narodowe przysmaki i skonsumować je na którejś z ławek, obserwując przy tym szachową partyjkę rozgrywaną przez podekscytowanych starszych panów w koszulach zapiętych po samą szyję. Pomiędzy tym wszystkim, da się naliczyć z trzy tuziny wesołych, acz umorusanych dzieci oraz niemożliwe do policzenia ilości gołębi wyskubujących resztki wczorajszej kolacji spomiędzy szczelin w nierównej kostce brukowej.
Podczas krótkiego, bo raptem 24-godzinnego pobytu w Granadzie, poza spacerowaniem po różnobarwnych ulicach miasta, poza delektowaniem się tutejszymi smakołykami, a uwierzcie mi, że po wizycie w Kostaryce i Panamie, nikaraguańskie jedzenie było radością dla mojego znudzonego ryżem i czerwoną fasolą podniebienia; wreszcie poza fotografowaniem granadzkiej codzienności, ale i odrobiny luksusu, bo coś takiego też się tu przeplata, to właśnie przycupnięcie przy Parque Central i obserwowanie tego chromatycznego rozgardiaszu stało się moim numerem jeden TO DO w antycznej Granadzie. Ale i numerem jeden w całej Nikaragui.
0 komentarzy