Ten wpis nie jest długi
Nie zawiera podróżniczych wskazówek
Możecie go nie polubić
Ten wpis jest inny
A wszystko przez kwitnące wrzosowiska
Kiedyś wpadła mi w rękę książka Lassie, wróć. Przeczytałam jednym tchem i zapragnęłam zobaczyć kwitnące szkockie wrzosowiska. To było wieki temu, w dzieciństwie. Ale często wracałam do nich myślami.
Byłam kilka razy w Szkocji, ale wrzosy akurat wtedy nie kwitły.
Zapomniałam, a raczej przestałam tak intensywnie o nich myśleć.
Pewnego sierpniowego zwykłego poranka, kiedy jak zwykle jechałam do pracy, stało się TO. Zobaczyłam kwitnące wrzosowiska. Na własne oczy. W Anglii! Chwilę po tym, jak wzeszło słońce.
Możecie pomyśleć, że jestem nienormalna, ale cieszyłam się jak dziecko. Śmiałam się od ucha do ucha. Ktoś, kto widział kwitnące wrzosowiska może choć trochę zrozumie moją ekscytację.
Kiedy dotarłam do pracy i wygooglowałam owe miejsce , okazało się, że mieszkam tuż przy największym w Anglii parku narodowym porośniętym wrzosowiskami!
Od tamtego dnia, kiedy tylko miałam wolną chwilę, wsiadałam w auto i przemierzałam kręte wąskie drogi w poszukiwaniu cudownych widoków. Łapałam każdą z tych magicznych sekund.
A po nocach śniły mi się fioletowe olbrzymie polany.
Oszalałam na punkcie wrzosowisk.
To właśnie wrzosy potrząsnęły mną od środka i dały do myślenia
Ile razy w naszym życiu wyjeżdżamy w jakieś nowe miejsce, nierzadko ze szczytu listy naszych marzeń. I kiedy już dane jest nam tam być, zapominamy się…
Wyciągamy telefony albo aparaty, kamerki i inne gadżety i skupiamy się na robieniu zdjęć, filmów. Bez końca. Nie zwracamy uwagi na otaczające nas piękno. Jedynym wtedy dla nas celem jest zrobienie idealnej fotki, żeby pochwalić się znajomym i nieznajomym. Żeby zebrać mnóstwo instagramowych lajków. Wracamy do domu, przeglądamy zrobione zdjęcia. Nie po to, żeby się nacieszyć jeszcze raz TYM miejscem, ale żeby wybrać to najlepsze, które przyniesie nam potem wirtualną sławę.
Mało tego, celowo wybieramy się do miejsc, które mogą nam przynieść największą popularność w sieci. I kiedy już tam jesteśmy, przepychamy się bez końca, nie raz niszczymy przyrodę. Dla TEJ fotki.
Po co nam takie zwiedzanie? Po co nam takie wyjazdy? Po co nam taki świat!
Tamtego dnia, kiedy pierwszy raz w swoim życiu zobaczyłam kwitnące wrzosowiska, nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. ZERO. Przeżywałam to spotkanie całą sobą. I nie ubolewam nad tym, bo tamtej chwili nikt mi nie odbierze, a wszystkie towarzyszące mi odczucia pozostaną ze mną już na zawsze.
Tym postem namawiam Was do takiego właśnie przeżywania świata, czy to w podróży czy w codziennym życiu. Pamiętajcie: lajki długo nie cieszą, a to, co Wy przeżyjecie i zobaczycie, jest bezcenne. Jest wieczne.
Świat zasługuje na dłuższą chwilę z nim sam na sam. Bez świadka, którym jest telefon.
Po prawie dwóch tygodniach, kiedy już nacieszyłam się angielskimi wrzosowiskami na zapas do następnego ich kwitnącego sezonu, wzięłam do ręki aparat i przyjrzałam się im jeszcze raz przez okienko obiektywu.
Zrobiłam to dla Was 🙂
0 komentarzy