Waranasi – jedno z najstarszych zamieszkałych miast świata. Od ponad 2,5 tysiący lat z całego globu przybywają tutaj wyznawcy hinduizmu, aby rytualnie obmyć swe ciało w Gangesie i zmazać z siebie grzechy. Każdy wierny hinduizmowi marzy o tym, by umrzeć właśnie w Waranasi. A jeśli nie zdąży dotrzeć do tego miasta przed śmiercią, pragnie zostać spalonym nad brzegami świętej rzeki.
Jakie jest Waranasi dla przybysza z Europy? Jeśli miałabym użyć jednego słowa, napisałabym – trudne. Jest brudne, zatłoczone, głośne, wilgotne i gorące. Jest bezpośrednie, bezwstydne i porażające. A przy tym wszystkim jest fascynujące.
Ulice Waranasi żyją ciągle – ruch na nich nie gaśnie chyba nigdy. Zobaczycie na nich niewyobrażalną mieszankę ludzi. Jedną rikszą podróżują trzy kobiety zakryte całkowicie w czarne czadory, nawet w otworze na oczy mają siatkę. Zaraz obok nich na małym skuterze mknie hinduska rodzina – ojciec za kierownicą, matka w kolorowym sari i kilogramem złotej biżuterii, a na kolanach obu rodziców wesołe dzieci w mundurkach szkolnych. A przy tym wszystkim ja, blondynka z Europy, w krótkich szortach i koszulce bez rękawów, bo w Waranasi jest gorąco jak w piekle. A jeszcze bardziej jest wilgotno. Wilgotno tak, że nawet trudno się oddycha. Wilgotno tak, że jeszcze na dobre nie wychodząc spod prysznica mogłabym wrócić i wlać na siebie kolejny strumień zbawiennej chłodnej wody. Na ulicach jest tak tłoczno, że wydawało mi się, że nie ma tam miejsca dla jeszcze jednego przybysza z Europy. Trochę czasu mi zajęło zanim odważyłam się przejść na drugą stronę jezdni. Robiłam to na początku z zamkniętymi oczami, gotowa na zderzenie z rikszą albo co gorsza, wielkim bykiem. W końcu nauczyłam się funkcjonować na indyjskich ulicach albo raczej zaczęłam sobie wmawiać, że przecież w Indiach białego człowieka nikt nie przejedzie.

ulice w Waranasi zatłoczone do granic możliwości

brudna i dziurawa rzeczywistość

indyjski dostawczak

na ulicach w Waranasi znalazłam niesamowity miks kulturowo-religijny

szczęśliwa hinduska rodzina w drodze do domu

w Waranasi nie widziałam smutnych dzieci

trochę bardziej cywilizowana część miasta

w Waranasi nie zabrakło też pogotowia energetycznego
Waranasi to brud. Niewyobrażalny brud. Najgorzej jest przy Gangesie, gdzie na brzegach leżą zwierzęce odchody, resztki odzieży, czasem jedzenia, ale też kwiaty pozostałe po porannych modłach. A przede wszystkim “akcesoria pogrzebowe” – ubrania zmarłych, kolorowe kwiatowe wianki i kupki popiołu kryjące w sobie resztki zwęglonego ludzkiego ciała. A w tym wszystkim grzebią bezpańskie psy i kozy. Czasem krowy. Zwłaszcza te, które przyszły nad Ganges, żeby się wykąpać w wodach świętej rzeki. A obok krów kąpią się ludzie. Albo się modlą. Albo pływają. Albo po prostu mają zęby. Czasem robią pranie, które potem suszą na sznurkach wzdłuż rzeki, a te części garderoby, które są o dużo za duże, żeby je rozwiesić, rozkładają na podłodze. Tej brudnej podłodze.

niewyobrażalny wszędzie brud

jeszcze więcej brudu przy Gangesie

krowy odpoczywające na dywanie swoich odchodów, obok nich bawią się dzieci

między krowami panowi grają w karty – kawałek dalej palą się ludzkie zwłoki

chatka zmontowana ze znalezionych nad brzegiem Gangesu “cegiełek”

krowy schdzą w dół w stronę Gangesu by za chwilę…

znaleźć ochłodę w jej wodach

Hinduska robiąca pranie

oczywiście w towarzystwie krów

jeśli zabraknie miejsca na rozwieszenie prania na sznurku, ubrania suszą się na ziemi

indyjskie “klamerki do prania”
Waranasi jest głośne. Od świtu do późnej nocy na ulicach nie cichną nawet na chwilę klaksony wszelkich pojazdów. Możecie pomyśleć, że tak samo jest w każdym innym zakątku Indii albo nawet w większości Azji. Ale w Waranasi dźwięki klaksonów są jakby bardziej skondensowane. Na ulicach nie milkną też przekrzykiwania ludzi. Tutaj nie jest tak jak w Agrze, że każdego białego turystę atakują sprzedawcy szachów, błyskotek czy innych takich pamiątek. Nie jest też tak jak w Manalii, że na każdym rogu ulicy będą chcieli Wam sprzedać prawdziwy szafran albo namówić na masaż stóp. Tutaj każdy żyje swoim życiem. Nie zważa się na tych przyjezdnych. No chyba, że nogi poniosą Was nad Ganges (a poniosą, bo być w Waranasi i nie zerknąć na tą świętą rzekę jest bez sensu), tam przygotujcie się na namawianie na rejs drewnianą łódeczką po wodach tej tajemniczej rzeki. Tajemniczej dla nas białych.

nad brzegami Gangesu ludzi jak mrówek

mimo tego całego brudu, to chyba najbardziej kolorowe miejsce jakie widziałam

kierowcy łódek odpoczywają, by za chwilę złapać europejskiego klienta na przejażdżkę po Gangesie

na ulicach możecie spróbować prawdziwego indyjskiego jedzenia
Stężenie wszelkich zabójczych bakterii w Gangesie nie raz jest kilkuset krotnie przekroczone. A Wy widząc Hindusów płuczących zęby w tej wodzie macie na to tylko jedno wytłumaczenie, rzeka ta faktycznie musi być święta. Nie radzę jednak Wam sprawdzać tej jej świętości – usłyszałam historię o odważnym białym ludku, który był pewien, że i on ma stalowy układ odpornościowy. Do Indii już nie pojedzie. Nigdzie już nie pojedzie. Do Europy wrócił w plastikowym worku. Albo inne opowieści, kiedy to kąpiel w świętym Gangesie zakończyła się kilkumiesięcznym leczeniem szpitalnym.

dla wyznawców hinduizmu przyjazd do Waranasi jest nieraz podróżą życia

tak wyglądają przygotowania do porannych modłów nad Gangesem

ludzie wymieszani ze zwierzęrami

poranne modły nad Gangesem

na tym i kolejnych zdjęciach możecie zobaczyć, że Hindusi nie przejmują się ilością bakterii w Gangesie
Waranasi jest bezpośrednie. Na Harishchandra Ghat każdej doby palonych jest 40-50 ciał wyznawców hinduizmu. Miejsce palenia i ilość użytego drewna zależy od zasobności portfela rodziny. Bogatsi paleni są w lepszym gatunkowo drewnie i w większej jego ilości, przez to mają szansę spłonąć całkowicie. Miejsce zarezerwowane dla nich znajduje się na podwyższeniu przy samym Gangesie. Biedni muszą zadowolić się metalową konstrukcją z odrobiną najtańszego drewna.
Jest jeszcze Manikarnika Ghat. Tutaj w ciągu doby spalanych jest nawet 350 ciał. Mogą spocząć na nich wyznawcy każdej religii poza islamem.
Manikarnika Ghat są przerażające. Olbrzymie stosy drewna, mnóstwo kurzu, zwierząt, ich odchodów, tłumy ludzi, jedni żegnają zmarłych, inni popijają herbatę albo grają w karty. Wchodzę schodami na górę, a tu metalowe paleniska dla najuboższych ustawione w dwa rzędy. Przechodzę między nimi, prawie w każdym ktoś się dopala. Dostrzegam ludzkie kończyny, kręgosłupy, miednice, czasem czaszki z wypływającym ze środka mózgiem. Nie wytrzymuję.
Człowiek z obsługi takiego “pogrzebu” wrzuca do wody Gangesu niedopalony fragment ludzkiego szkieletu. A dziecko podczas zabawy z rówieśnikami przypadkowo napije się tej wody. I będzie żyło dalej szczęśliwie, dopóki samo nie zostanie kiedyś spalone na Ghatach w Waranasi. Wpadam w zadumę nad kruchością ludzkiego życia. Żar i widok tego miksu jest nie do zniesienia. Uciekam stąd.

to tutaj dziennie palonych jest kilkadziesiąt zwłok

pogrzeb nad wodami Gangesu

na tej wadze rodzina zmarłego wylicza ile drzewa chce przeznaczyć na pogrzeb
Nie odbierzcie tego mojego opisu jako zniechęcania Was do podróży do Waranasi. Wprost przeciwnie.
Musicie tam pojechać.
Musicie zobaczyć, poczuć i przeżyć to miasto na własnej wilgotnej skórze. Bo żadnymi słowami nie jestem w stanie tak do końca oddać tego, co czułam będąc w Waranasi. I nie jestem w stanie zapomnieć tego co zobaczyłam w Waranasi.
Już nigdy.

Ghaty – czyli kamienne schody ciągnące się wzdłuż brzegu Gangesu. Dla Hindusów to miejsce modłów, ale też prania, jedzenia czy spotkań towarzyskich
To tam zobaczyłam najbardziej podziurawione ulice w Indiach. Ale to też tam zobaczyłam jak jednej nocy praca rąk, tylko rąk, kilkunastu osób zreperowała większość dziur. A potem rano rozlano świeży asfalt. A potem ten świeży asfalt został oznaczony jeszcze świeższymi plackami krów. Świętych krów.

łatanie dziur drogowych do indyjsku
To w tym piekielnie gorącym mieście trzęsłam się z zimna, kiedy o świcie pływając po wodach Gangesu dopadła mnie burza i wielka ulewa. Ulewa, która wlewała do łódki wymieszane wody z nieba i Gangesu paraliżując mnie strachem, czy moja skóra obroni mnie przed tą miksturą śmiercionośnych bakterii.

rejs łódką po Gangesie – dla turystów jedna z atrakcji Waranasi, dla miejscowych – forma modlitwy

niech moja mina będzie podpisem do tego zdjęcia

indyjskie parasole, które kiedy tylko zaczęło lać, wzięły się jakby z powietrza
To w Waranasi uczestniczyłam w wieczornych modłach ku czci najważniejszej bogini w panteonie hinduizmu – bogini Ganga. I tak już rozpalone powietrze jeszcze bardziej nagrzewało się od ognia użytego, by dziękować tej wielkiej bogini. A potem mogłam wypuścić na brudnej wodzie tak bardzo nie pasujący do tego miejsca mały koszyczek z różowych kwiatków unoszący w środku zapaloną świeczkę. W wiadomym tylko tamtejszym ludziom celu.

modły ku czci bogini Ganga

nie wiem w jakim celu, ale dałam się namówić na kupienie kwiatowego koszyczka

a potem wypuściłam go na tej brudnej wodzie
To w Waranasi dumałam nad swoim życiem patrząc jak inny człowiek właśnie bezpowrotnie znika z tego świata w buchających na stosie pomarańczowych płomieniach.

Waranasi – miasto gdzie na ulicach pali się zwłoki ludzi
To w Waranasi przeżyłam najbardziej szaloną jazdę w życiu. I to wcale nie jakimś bolidem, ale zwykłą motorikszą. Kierowca tak pędził, zmieniał strony jezdni według zaistniałej na drodze sytuacji, że pewnie gdybym nie trzymała się konstrukcji pojazdu z całych sił, nie pisałabym Wam teraz o moich wspomnieniach z tego miasta. Na szczęście nawet bagaż dojechał cały na dworzec kolejowy.
Na dworzec, gdzie postanowiłam już nigdy więcej nie narzekać na PKP. Na dworzec, który testował moją cierpliwość. Na dworzec, na którym spędziłam prawie pół doby czekając na pociąg widmo. Siedząc na brudnej podłodze i opierając coraz bardziej bolące plecy o plecak, z zazdrością patrzyłam na porozkładanych na każdym milimetrze peronowej podłogi Hindusów. Z zazdrością, bo oni leżeli na kolorowych prześcieradłach i spokojnie sobie spali, gotowi czekać na swój pociąg i tydzień, gdyby zaszła taka potrzeba.
Na dworcu, gdzie na jednym z peronów wypełnionych do granic możliwości leżącymi ludźmi przechodził wielki czarny byk. Na dworcu, gdzie indyjska policja uchroniła mnie przed kradzieżą całego mojego dobytku, eskortując mnie do swojego patrolu, a potem trzymając w ręku drewniane pałki czuwała nad moim bezpieczeństwem. Nad bezpieczeństwem białego spoconego człowieka, tak nieprzystosowanego do życia w wilgotnym i upalnym klimacie, niecierpliwego żeby zaczekać jeszcze trzy godziny na i tak już spóźniony pięć godzin pociąg. Ale szczęśliwego człowieka, bo zaznał Waranasi.

zaklinacz kobry

poranne modlitwy wyznawców hinduizmu
Pewnie teraz myślicie, że chcę Was odstraszyć od zaciągania się w ten zakątek świata. A wiecie co Wam powiem? Jeśli miałabym komuś wybierającemu się do Indii polecić jedno miejsce do odwiedzenia, wybrałabym właśnie Waranasi.
Bo Waranasi to całe Indie w tym jednym mieście.
Takie zatłoczone i brudne miasto to chyba nie dla mnie :d
Weronika warto mimo wszystko i tak przekonać się na własnej skórze 😊