Odpowiedź jest jedna – Irlandia! Odkąd wiele lat temu czterokrotnie przeczytałam wszystkie części “Przeminęło z wiatrem” wraz z dopisaną później “Scarlett”, marzyłam o odwiedzeniu zielonej irlandzkiej krainy, tak barwnie opisywaną przez Margaret Mitchell, a potem Alexandrę Ripley. Jakoś nie było mi po drodze. Pod koniec października postanowiłam wreszcie spełnić jedno ze swoich podróżniczych pragnień i wyruszyłam sprawdzić, czy trawa w Irlandii faktycznie jest tak zielona, jak ją sobie wyobrażałam.
Nie rozczarowałam się. Irlandia jest przecudna! Nie dziwię się wcale, że tak często jest wykorzystywana jako tło filmowe nie tylko przez europejskie wytwórnie, ale i te zza oceanu.
Stworzyłam sobie listę zwiedzania Irlandii szlakiem filmowym. Jak się podczas mojego dochodzenia okazało, miejsc tych jest tyle, że moje skromne 4 dni nie starczyły na odwiedzenie ich wszystkich. Poza tym miejsca te były tak urokliwe i pochłonęły mnie tak bardzo, że zapominałam o mijającym czasie i spędzałam w nich o wiele więcej czasu niż wstępnie planowałam. Jedno jest pewne – do Irlandii muszę wrócić!
Na zwiedzenie Irlandii miałam cztery dni, z czego dwa poświęciłam na Dublin, jeden na okolice na południe od stolicy i jeden na zachodni kraniec wyspy (co teraz zrobiłabym zdecydowanie w innej proporcji, bo zachodnia część Irlandii jest obłędna!).
O samym Dublinie pisałam tutaj.
A teraz pora na inne, według mnie o wiele ciekawsze miejsca Irlandii, niż stolica kraju.
Bez samochodu niestety się nie obejdzie – wypożyczyłam auto na lotnisku w Dublinie.
Pierwszym miejscem na mojej filmowej liście było Ballymore Eustace (“Król Artur”), jednak nic nadzwyczajnego tam nie spotkałam. Za to jeżdząc po okolicy natknęłam się na urokliwą łąkę pełną owiec oświetloną porannym słońcem. Długo się nie namyślając, przeskoczyłam przez płot i zaczęłam fotografować owce z bliska, uważając przy tym, żeby nie wdepnąć w niespodzianki licznie ukryte w mokrej od rosy trawie.
Spacerowałam przy rzece Liffey (płynącą aż do Dublina).
Odwiedziłam też Rossborough House, które przywitało mnie niesamowitą rzadko spotykaną ciszą. Wejście jest płatne, ale nie natknęłam się tam na żywą duszę, więc pozwoliłam sobie na szybkie darmowe zwiedzenie i parę pamiątkowych zdjęć.
Skierowałam się do parku narodowego Wicklow. Tutaj kręcono między innymi “Oświadczyny po irlandzku”, “Dynastię Tudorów”, “PS. Kocham cię”. Przez park przebiegają trzy asfaltowe kręte drogi i to sam przejazd jest najlepszą opcją jego zwiedzenia (nie są pobierane żadne opłaty). Widoki są onieśmielające! Myślę, że warto zobaczyć go o każdej porze roku – na pewno przywita Was innymi, ale niezapomnianymi kolorami. Wzdłuż drogi mijałam owce, raz próbowałam nawet zrobić im “profilowe” fotki, ale owce były chyba dzikie, bo uciekały ode mnie jak tylko podeszłam bliżej niż na dwa metry.
Poza krajoznawczym przejazdem samochodem przez park, można się tam wybrać na trekking (odpowiedni dla każdego, obecne tam góry nazwałabym raczej góreczkami, ale miejscowi zalecają, żeby umieć czytać mapę przed wyruszeniem na szlak – podobno łatwo się zgubić). Można też na dłużej zatrzymać się w Glendalough – historyczne miejsce do spacerowania (niestety ze względu na niezbyt dużą ilość czasu, musiałam zrezygnować z tego punktu). Świetną opcją jest przejechanie parku rowerem.
Jeśli tak jak ja chcecie zwiedzić park z okien samochodu, do wyboru macie trzy drogi:
- R115: prebiegająca z północy na południe parku, skąd zobaczycie źródło rzeki Liffey, wodospady, Sally Gap – bardzo urokliwy fragment trasy (najdłuższa z dróg biegnących przez park)
- R759: krótsza trasa biegnąca z zachodu na wschód, przecina R115 w Sally Gap
- R756: nazywana Wicklow Gap, biegnąca też z zachodu, jednak nieco bardziej na południe niż droga R756 – ciągnie się z Laragh do UWAGA Hollywood!
Początkowo jechałam trasą R759, na skrzyżowaniu w okolicy Sally Gap skręciłam w R115 i jechałam nią aż na południe parku.
Prawda jest taka, że obojętnie którą trasę wybierzecie, nie będziecie mogli oderwać nosa od szyby. Park Wicklow jest piękny, wcale nie dziwi mnie, że tak często jest wybierany jako tło filmowe.
Odbijając na wschód od położonego na południowym krańcu parku Wicklow Glendalough dojedziecie do wybrzeża do miasteczka o tej samej nazwie Wicklow, skąd rozpościera się urzekajacy widok na Morze Irlandzkie kontrastujące z intensywną zielenią irlandzkich wzgórz.
Mogłabym tam godzinami stać i gapić się na morze, a jeszcze bardziej na ten odcień trawy, ale musiałam jechać dalej..
Potem pojechałam na północ, na obrzeża hrabstwa Wicklow – do Bray, a dokładnie do Bray Head Cross.
Przejeżdżając przez miasteczko Bray ze wschodu na zachód dotarłam do Enniskerry (w obu z nich kręcono “PS. Kocham cię”, “Dynastię Tudorów”, “Króla Artura”), a tam do Powerscourt House & Gardens. Robiło się już ciemno, mimo tego widoki i tak na długo pozostaną w mojej pamięci (pewnie tak samo jak głównej bohaterce filmu “Love, Rosie”, której w przeciwieństwie do mnie, dane było wejść do sali balowej tej rezydencji).
Podobno nie można ominąć tego miejsca będąc w Irlandii. Według National Geographic tutejsze ogrody zostały uznane za trzecie najpiękniejsze ogrody świata! Jedyny mankament tego miejsca jest taki, że wejście jest płatne. Bilety możecie kupić w kasie przy wejściu (10 lub 7,50 euro za osobę – w zależności od pory roku). Żeby dokładnie zwiedzić cały obszar rezydencji potrzeba dobrych kilku godzin. Ja niestety miałam tylko godzinę, ale i tak miejsce zdążyło zrobić na mnie wrażenie. Poza zabytkowym budynkiem i ogrodem, znajdziecie tam też ogród japoński i włoski, cmentarz dla zwierząt, zabytkową wieżę oraz fontannę. 6km od Powerscourt House znajduje się najwyższy w Irlandii wodospad (nie da się dojść tam z Powerscourt pieszo – brak ścieżek, trzeba podjechać samochodem, taksówką lub autobusem). Wejście na obszar wodospadu jest dodatkowo płatne (bez względu czy byliście w Powerscourt czy nie, bilet kosztuje 6 euro dla dorosłej osoby). Po więcej szczegółów odsyłam tutaj.
Jeśli macie wątpliwości czy zawitać w tym miejscu, sprawdźcie na zachętę!
Na zakończenie dnia wybrałam się jeszcze na plażę w Portmarnock Beach. Spośród licznych plaż wschodniego irlandzkiego wybrzeża wybrałam właśnie tą, ze względu na zdjęcia do filmu “Love, Rosie”. Mimo późnej pory i braku dobrego światła, nie żałowałam.
Następnego dnia pojechałam na zachodnie wybrzeże. Zwiedzanie zaczęłam od Parku Narodowego Burren, który opisywany jest jako Księżyc na Ziemi (najsłabsze ogniwo tego dnia). Może gdyby pogoda była lepsza, park ten zrobiłby na mnie większe wrażenie. Jeśli nie macie dużo czasu, warto po prostu przejechać przez park samochodem.
A teraz chyba najbardziej znana miejscówka w Irlandii – Klify Moheru. Tutaj kręcono fragmenty “Harrego Pottera” oraz “Narzeczoną dla księcia”. Klify pochłonęły mi tyle czasu, że niestety nie udało mi się już dotrzeć do innego Parku Narodowego Connemara (nad czym bardzo ubolewam). Zobaczcie najpierw zachęcające zdjęcia, a poniżej wyjaśnię jak najlepiej dostać sie do klifów i nie przepłacić.
Główny parking – zobaczycie tam mnóstwo aut oraz cennik: 6 euro za osobę plus 6 euro za auto! Dodatkowo trochę trzeba podejść do samych klifów. Mały parking, gdzie zapłacicie tylko 5 euro za samochów – i tyle – znajduje się tutaj 52°57’50.5″N 9°25’53.3″W! I co najważniejsze, klify są tylko dwie minuty drogi od parkingu.
Ostrzegam, te klify są uzależniające! Cieżko od nich odejść.
Po wizycie na klifach czasu miałam tyle, żeby dojechać do miasteczka Galway. Załapałam się tam na malowniczy zachód słońca
świąteczny wystrój miasteczka – chociaż był dopiero koniec października
oraz bar z tajemniczymi czerwonymi drzwiami, przez które nie postanowiłam przejść, a po powrocie oglądając klip Eda Sheerana “Galway girl” oniemiałam widząc, co było za nimi…
Do Galway i na całe zachodnie wybrzeże Irlandii muszę wrócić!
Kolejnym razem filmowy szlak zamienię na Wild Atlantic Way, której namiastkę miałam w drodze z klifów do Galway i już teraz nie mogę doczekać się więcej.
Na zakończenie sami zobaczcie i posłuchajcie jakie jest GALWAY!
0 komentarzy
Funkcja trackback/Funkcja pingback