Eurotrip: Hiszpania i Gibraltar

lut 27, 2018 | Europa, Hiszpania | 2 Komentarze

lut 27, 2018 | Europa, Hiszpania | 2 Komentarze

a_top_of_gibraltar_rock

Hiszpania zawsze była moim jednym z ulubionych krajów, jeśli nie właśnie tym  ulubionym. Jak tylko miałam okazję, wracałam tam bardzo chętnie. A zwłaszcza do ukochanego miasta – Barcelony. Tak też i poprowadziłam trasę Eurotripu, żeby po raz kolejny zawitać w zjawiskowej stolicy Katalonii. Ale nie tylko, bo przemierzyłam też Walencję, Murcję i Andaluzję.

A potem Gibraltar.

Szczegóły znajdziecie poniżej.

IMG_2370

a_motorway_through_spain

Hiszpania może pochwalić się świetnymi drogami

Hiszpania może pochwalić się aż 7000 kilometrami autostrad. Część z nich jest niestety płatna (na bramkach). Według mnie to właśnie hiszpańskie autostrady są jednymi z najlepszych w Europie: szerokie, dobrze oświetlone i oznakowane. A do tego widoki za szybą nie pozwalają się nudzić. Jak przystało na Hiszpanów, dopuszczalna ilość alkoholu we krwi kierowcy wynosi 0,5 promila, ale już za przekroczenie 1,2 promila grozi karą nawet 70 tysięcy euro (dokładna wysokość kary zależy od dochodów kierowcy). Warto też pilnować limitu prędkości, jest to dosyć rygorystycznie przestrzegane. Kiedy zatrzyma Was policja, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie będzie mówiła po angielsku. Nie wiedząc czy na autostradzie pojechać w prawo czy w lewo, zatrzymaliśmy się na minutę na rozwidleniu, był środek nocy, zero aut, aż tu nagle jakby spod ziemi pojawił się obok nas radiowóz. Policjanci byli lekko poirytowani, ale że nie mogli zrozumieć naszych wyjaśnień dlaczego stoimy akurat tu gdzie stoimy, machnęli na nas ręką i odjechali.

Jadąc samochodem przez Hiszpanię pamiętajcie też, że większość stacji benzynowych nie jest czynna całą dobę. Gdzieś pod Gironą zapaliła nam się w busie paliwowa rezerwa, było po 23. Zatrzymaliśmy się na najbliższej stacji – do 7 rano była nieczynna. Nie chcieliśmy ryzykować jazdy na kolejną stację, niekoniecznie otwartą, więc gdzieś na tyłach stacji, na lekko wyludnionym obszarze rozbiliśmy swój obóz. Dokładnie to jeden namiot, reszta z nas spała w busie. Niebo co chwilę rozświetlały pioruny, w razie rozpętania burzy łatwiej byłoby zwinąć jeden namiot. Poza tym byliśmy zbyt blisko cywilizacji, żeby pozwolić sobie na pełne koczowanie – nocleg na dziko w całej Hiszpanii jest nielegalny. Burza nas ominęła, kontrola policyjna też. Po 7 zwinęliśmy namiot, zatankowaliśmy i ruszyliśmy na podbój Barcelony. Kolejną noc spędziliśmy na plaży w miejscowości Pueblo Laguna. Na miejsce dojechaliśmy późną nocą i namioty rozkładaliśmy na piaszczystej plaży szeptem, bo wokół nas przy brzegu morza zaparkowanych było kilkanaście kamperów ze śpiącymi w środku Niemcami i Holendrami. Rano przyszło mi podziwiać jeden z najpiękniejszych wschodów słońca.

amazing_yellow_sunset_on_spainish_coast

wschód słońca w Pueblo Laguna


Czego nie można pominąć będąc w Barcelonie!

Barcelona – stolica Katalonii, burzliwego regionu Hiszpanii, który od kilku dobrych lat chce odłączyć się od reszty kraju. Barcelony nie sposób nie polubić – ma i morze i góry (małe, ale są!), ma wspaniałych ludzi i wiele wiele atrakcji, o których więcej przeczytacie we wpisie „Jak nie zbankrutować w Barcelonie„. Nudzić w Barcelonie na pewno nie będzie się nikt. Jeśli nie dysponujecie zbyt dużą ilością czasu, będąc w stolicy Katalonii koniecznie postawcie na:

Sagrada Familia

Tego miejsca nawet przedstawiać nie trzeba, to taka wizytówka Barcelony. Jednym Sagrada Familia się podoba, inni kręcą nosem z niezadowolenia. Jedno jest pewne – trzeba to dzieło zobaczyć na własne oczy! To jedyna taka bazylika na świecie, którą buduje się kilka wieków. Budowę rozpoczęto w 1882 roku, nie dokończono jej do dnia dzisiejszego, co sami zobaczycie po wciąż stojących wokół niej żurawiach.

Pamiętam pierwszy raz kiedy ją ujrzałam – gapiłam się i gapiłam. Od zewnątrz możecie podziwiać ją do woli z każdej strony za darmo, jeśli chcecie wejść do środka, zapłacicie 26 euro (w zależności czy wybierzecie podstawowe zwiedzanie z przewodnikiem lub bez, czy wejście na wieże albo do Muzeum Gaudiego). Odsyłam Was na oficjalną stronę Sagrady. Kupując jakikolwiek bilet przyczyniacie się do dokończenia jej budowy, a co za tym idzie – spełnienia marzenia samego Gaudiego 🙂

amazing_sagrada_familia_in_barcelonaIMG_2133

Park Güell

To kolejne dzieło Gaudiego, niby park, ale inny niż te, które odwiedziliście do tej pory. Nie wyobrażam sobie, żeby przybyć do Barcelony i nie pospacerować po jego ścieżkach, podziwiać niezwykle skomponowaną architekturę z egzotyczną roślinnością. Z parku przede wszystkim zobaczycie wspaniałą panoramę miasta. Wstęp jest darmowy za wyjątkiem centralnej, mniejszej części z najdłuższą ławką świata (7,5 euro). Przy wejściu do parku znajdziecie rzeźbę kolorowej jaszczurki – jednego z symboli Barcelony i najczęściej fotografowanego obiektu w mieście. Będziecie zachwyceni z wizyty w tym miejscu, nawet jeśli zdecydujecie się nie dopłacać za posiedzenie na tej ławce (przed wizytą sprawdźcie tutaj godziny otwarcia). Tuż przy parku znajdziecie Muzeum Gaudiego (4 euro). Będąc w parku po raz pierwszy, spędziłam w nim pół dnia.

_IGP2154

główne wejście do parku, to tutaj znajdziecie jaszczurkę

_IGP2157

nawet w upalny dzień będziecie mieli tutaj gdzie schronić się przed słońcem

_IGP2180

widok na plac (płatny) z najdłuższą ławką

_IGP2167

za moimi plecami panorama Barcelony

DSC_0746

Sagrada Familia wyrasta ponad miasto

La Rambla

To ciągnąca się od Placu Katalońskiego (koniecznie wstąpcie i tutaj!) do Pomnika Krzysztofa Kolumba szeroka ulica, jedna z najpopularniejszych w całej Barcelonie. Ile razy przechadzałam się po niej, zawsze był gwar – turyści, mieszkańcy i handlarze wszystkiego. Nadaje się na spacer i w ciągu dnia i wieczorną albo nocną porą. Na La Rambla znajdziecie mnóstwo restauracji, kawiarni, stoisk z pamiątkami, ale też kieszonkowców!

a_group_of_friends_standing_in_the_middle_of_la_rambla_in_barcelona_and_eating_ice_creams

gdzieś na La Rambli (zdjęcie z innego razu w Barcelonie, niż Eurotrip)

Wzgórze Montjuïc

To moje ulubione miejsce w Barcelonie, a zwłaszcza fort na szczycie wzgórza, skąd naprawdę nie można oderwać oczu od panoramy miasta – dywanu niskiej ciasnej zabudowy z wystającą Sagrada Familia i kilkoma nowoczesnymi wieżowcami. Wokół zarys Pirenejów i port z tysiącami ułożonych obok siebie kontenerów. Ale wzgórze to też Zamek Montjuïc (wstęp do środka kosztuje 5 euro). Przysiądźcie na schodach przy zamku i podziwiajcie rozciągający się stamtąd widok na Plac Hiszpański z szerokimi ulicami i masywnymi kolumnami. Robi to niesamowite wrażenie. A wieczorną porą wstąpcie tutaj na pokaz multimedialnej fontanny.

spain_square_in_barcelona

widok ze schodów przy zamku na Plac Hiszpański

a_blonde_girl_standing_on_an_edge_of_barcelonas_port

moje ulubione miejsce widokowe w Barcelonie

Camp Nou

To stadion znanej na całym świecie drużyny piłkarskiej FC Barcelona. Warto i tutaj się wybrać, stadion robi wrażenie – jest największym stadionem piłkarskim w Europie i jednym z największych na świecie. Wstęp jest płatny (od 12 euro) – bilety możecie kupić online na oficjalnej stronie lub w kasach na stadionie.

green_weel_groomed_grass_in_the_stadium_in_barcelona

muszę przyznać, że ogrom stadionu robi wrażenie

a_group_of_friends_standing_in_front_of_fc_barcelona_stadium

z zewnątrz również

Barceloneta

Jedna z plaż Barcelony, największa i bardziej popularna. Jest dobrze zaopatrzona w restauracje, kawiarnie, ale też toalety i prysznice, co jest bardzo pomocne, jeśli tak jak my wstąpicie do Barcelony tylko przejazdem. Wstęp jest bezpłatny, ale przygotujcie się na tłok. Łatwo tutaj dotrzeć metrem czy autobusem.

Tibidabo

Często pomijane miejsce, a szkoda. Jest to położone na jednym ze wzgórz Barcelony wesołe miasteczko! Co prawda ze względu na rodzaj karuzel jest to bardziej park rozrywki dla rodzin z dziećmi, ale my bawiliśmy się tam nie gorzej niż dzieci. Przed przyjazdem sprawdźcie tutaj  czy park będzie otwarty, nie jest on czynny codziennie. Bilet kupicie za 35 euro w kasie biletowej. Jeśli wybierzecie się tutaj w letnią niedzielę, przygotujcie się na spore kolejki do kas i na poszczególne karuzele. My na wzgórze Tibidabo wjechaliśmy naszym busem. Ale jeśli do Barcelony przylecicie samolotem, na Tibidabo dotrzecie autobusem miejskim z centrum miasta albo zabytkowym tramwajem. Ze wzgórza rozciąga się wspaniały widok na miasto.

a_church_at_the_top_of_tibidabo_hill

zbyt byłam pochłonięta karuzelami, żeby zrobić więcej zdjęć 🙂

a_view_to_barcelona

jeszcze jeden kawałek Barcelony

a_gril_standing_and_posing_behind_her_is_a_barcelona_view

Po całym dniu spędzonym w stolicy Katalonii musieliśmy ruszyć przed siebie, żeby na czas dojechać na Gibraltar. Przemierzaliśmy przez Walencję i Murcję, niestety bez zatrzymywania. Potem przez górzystą Andaluzję – ojczyznę flamenco i corridy. Dodałabym, że pomidorów, bo jadąc przez andaluzyjskie drogi przez dziesiątki kilometrów ciągnęły się pomidorowe plantacje.

Dotarliśmy wreszcie na Gibraltar.


Na Gibraltar można wjechać swobodnie bez czasochłonnych kontroli na granicy. Jedyne co może Was powstrzymać to samolot – bo z Hiszpanii na Gibraltar wjeżdża się po pasie startowym lotniska. Wielu Hiszpanów pracuje na Gibraltarze, a mieszka w Hiszpanii, przez co w godzinach szczytu przeprawa przez granicę może się nieco wydłużyć. Miejcie przy sobie jakikolwiek dowód tożsamości, możecie, ale nie musicie zostać o niego poproszeni przy wjeździe na Gibraltar. Nie pobierane są żadne opłaty. Dla wyjaśnienia – na Gibraltarze obowiązuje ruch prawostronny, czyli taki sam jak w Hiszpanii i całej kontynentalnej Europie. Walutą jest funt gibraltarski, kurs prawie taki sam jak funt szterling, ale można płacić wszędzie w euro.

Kiedy już dotrzecie do tej najbardziej turystycznej części Gibraltaru – Upper Rock czyli Skały Gibraltarskiej, będziecie musieli zapłacić bilet wstępu – 10 funtów za osobę i 2 funty za samochód (można też płacić w euro). Bilet upoważnia Was do skorzystania z wszystkich atrakcji rezerwatu. Możecie też zostawić samochód niżej w mieście i dojść do Skały na własnych nogach, specjalnymi autobusami, albo wjechać na szczyt kolejką linową (kolejka wraz z biletem wstępu to 22 funty). Do rezerwatu można wjechać swoim samochodem, ale nie na sam szczyt – będziecie musieli zostawić samochód na jednym z ciasnych parkingów. Przemieszczanie się po uliczkach Gibraltaru nie jest łatwe – są bardzo wąskie, a na poboczu zwykle zaparkowane są samochody.

Co zrobić w jeden dzień na Gibraltarze?

Nie dać się okraść przez małpy – słyszałam opowiadania o małpach-złodziejkach, ale nie sądziłam, że i nas może coś takiego spotkać. Nie zdążyliśmy jeszcze na dobre poczuć, że jesteśmy na Gibraltarze, jechaliśmy w stronę parkingu, kiedy nagle na drzwiach samochodu (szyba była otwarta) usiadł wielki makak, zabrał leżącą na desce rozdzielczej paczkę słonecznika i zwiał jakby nigdy nic. Byliśmy w takim szoku, że zareagowaliśmy dopiero po minucie. Oczywiście śmiechem. Kiedy nieco ochłonęliśmy, cieszyliśmy się, że w miejscu słonecznika nie leżał czyjś telefon albo aparat! Jestem pewna, że nie odzyskalibyśmy go już nigdy. Tak samo jak słonecznik – kiedy już zaparkowaliśmy i spacerowaliśmy po Gibraltarze, znaleźliśmy wielkiego makaka leżącego z pełnym brzuchem w pełnym słońcu, a wokół niego łuski słonecznika. Musiał mu wybitnie posmakować słonecznik z Polski 🙂 Dlatego na serio uważajcie na to co macie w aucie, ale też na torby, plecaki, aparaty i telefony przy robieniu zdjęć. Te bezczelne małpy nie ugną się przed niczym.

a_gibraltar_monckey_watching_suspiciously_the_fhotographer

gibraltarski małpiszon (żeby nie napisać złodziej za kratkami)

a_gibraltar_monkey

one tylko tak niewinnie wyglądają!

Cieszyć się widokami – oj tak! Gibraltar to taki “niebrytyjski” kawałek Wielkiej Brytanii w kontynentalnej Europie. Niebrytyjski, bo słoneczny, gorący i z obłędnymi widokami. Już kiedy zbliżaliśmy się do niego, musieliśmy zatrzymać busa, wyskoczyć z niego z aparatami i dać się porwać przygodzie. Wielka Gibraltarska skała czekała na nas, a my tak podekscytowani nią, nie mogliśmy wyjść z podziwu, żeby jechać w skupieniu dalej. Chociaż Gibraltar ma tylko 6,55 kilometrów kwadratowych powierzchni, nie będziecie się nudzić tam ani przez minutę. Dokądkolwiek się ruszycie, będziecie robić wielkie oczy z zachwytu. Zresztą zerknijcie poniżej.

a_promenade_with_a_view_to_the_gibraltar_rockDSC_0326DSC_0327a_memorable_rock_in_gibraltara_sign_in_a_rock_in_gibraltarfunny_animals_footstepsa_sea_view_seeing_from_a_gibraltarmediterrean_sea_with_barks_and_ships_in_sunshine

Schłodzić się w jaskini – na Gibraltar dotarłam wczesnym wrześniem i było upalnie jak w samym środku lata. Ale znalazłam tam miejsce, gdzie można się schronić przed słońcem – to Jaskinia Świętego Michała – St. Micheal’s Cave. Podczas II wojny światowej mieścił się w niej szpital, obecnie jest jednym z najpopularniejszych miejsc do odwiedzenia na Gibraltarze, a przez to, że charakteryzuje się znakomitą akustyką, urządzono w niej salę koncertową. Nie musicie dopłacać za wejście do jaskini.

a_cave_in_gibRALTAR

Popatrzeć na Afrykę – przy dobrej widoczności powietrza z Gibraltaru uda Wam się gołym okiem dojrzeć skrawek Afryki, a dokładnie Góry Atlas w Maroko. Widok ze szczytu Skały Gibraltarskiej robi wrażenia. Podziwiać też możecie Morze Śródziemne z pływającymi po nim licznym statkami, port, ale też kawałek Hiszpanii. Można tutaj zgubić poczucie czasu.

three_people_standing_on_the_edge_of_gibraltarland_end_viewed_from_gibraltar_rockgibraltar_view_to_africa

Spalić kalorie – zwiedzając Upper Rock na własną rękę, przygotujcie się na bardzo intensywny dzień. Liczne gibraltarskie atrakcje, co prawda położone są na małej powierzchni, ale znajdują się na różnych wysokościach, więc nastawcie się na wchodzenie niekończącymi się schodami. Nawet jeśli zdecydujecie się na wjazd na szczyt kolejką, chcąc dostać się chociażby do jaskini, będziecie musieli przejść około kilometra. Kupując bilet wstępu do rezerwatu dostaniecie mapkę, która z pewnością ułatwi Wam przemieszczanie się po Skale Gibraltarskiej.

a_top_of_gibraltar_rocka_blond_girl_sitting_on_the_edge_of_gibraltara_sea_view_to_a_gibraltar_rock


Po tak intensywnym zwiedzaniu Gibraltaru w pełnym słońcu, szóstka dzikich podróżników musiała sobie zapewnić jakieś dobre miejsce na wieczorną toaletę. Jechaliśmy wzdłuż morza i wypatrywaliśmy “luksusowej łazienki”, czyli plaży bez ludzi – lepsza kąpiel w słonej wodzie niż żadna. I tak jechaliśmy i jechaliśmy, i jeszcze dalej jechaliśmy. W takich sytuacjach warto się nie poddawać, bo na wytrwałych czeka nagroda. Wtedy i na nas czekała. Nagroda w postaci pryszniców na plaży. Takie niby nic, ale do teraz pamiętam swoją radość. Busa zostawiliśmy na mało rzucającym się w oczy parkingu, pod pachę zapakowaliśmy sprzęt myjący i ruszyliśmy pod prysznic. Ale zanim się oddaliśmy toalecie, postanowiliśmy wskoczyć do morza. Nigdy nie zapomnę tej ciepłej, naprawdę ciepłej wody Morza Śródziemnego. I tak pluskaliśmy się dłuuuugo i głośno, aż pojawiło się przy nas dwóch panów. Wiecie co się okazało? Że to Polacy! Polscy kierowcy TIRów. Swojego można spotkać wszędzie 🙂 Kiedy zrobiło się już wystarczająco ciemno, żeby bez skrępowania zmyć z siebie gibraltarski pot, z ulgą oddaliśmy się tej czynności. A potem na parkingu tuż przy naszym busie, zjedliśmy uroczystą kolację w postaci wybornej zupy z torebki.

a_group_of_friends_sitting_on_a_ground_and_preparing_for_a_night_dinner

uroczysta kolacja w towarzystwie Biedronki

W Andaluzji, zwłaszcza odbijając nieco od morza, można poczuć się jak w dzikiej krainie. Na mniejszych drogach przez dziesiątki kilometrów nie spotykaliśmy żywej duszy, mijaliśmy duże rancha, do których prowadziły wielkie kolorowe bramy, potem długa szeroka droga i wreszcie było kilka zabudowań. A potem długo nic.

entrance_to_a_magnificent_rancho_in_the_north_of_spain_in_sunset_light

Żeby tak całkowicie nie tylko przejechać przez Andaluzję, postanowiliśmy już późną porą wstąpić do samej jej stolicy – Sewilli. I żałuję, że mieliśmy tylko tak mało czasu, bo w ciągu tych kilku godzin Sewilla zdążyła nas porwać swoim nocnym rytmem. Zdecydowanie muszę do niej kiedyś wrócić.

a_piece_of_a_cathedral_in_sewilla

kawałek zabytkowej Sewilli

Po drodze była jeszcze Portugalia, ale żeby zachować farmaceutyczny porządek, do tego postu wrzucam też Madryt i Pampelunę – żeby Hiszpania pozostała z Hiszpanią.

Madryt zwiedziliśmy “po drodze”, czyli zatrzymując się tam nieplanowanie. Obeszliśmy centrum miasta, złapaliśmy piękny zachód słońca pod Zamkiem Królewskim, skosztowaliśmy wyśmienite tapas, podjechaliśmy pod Santiago Bernabeu i zwinęliśmy się w stronę Polski.

a_group_of_friends_sitting_on_a_ground_in_front_of_the_palace_in_madrid

Mieliśmy w planie jechać całą noc przed siebie, zmieniając co jakiś czas kierowcę, ale kiedy gdzieś w regionie Nawarra stanęła nam o 2 w nocy na drodze krowa, już sami nie wiedzieliśmy, czy to na serio była krowa, czy nasze zmęczenie płata nam takie figle. Nie zważając na środki ostrożności i wszystkie wskazówki mojego taty co do szukania bezpiecznego (czyli zakamuflowanego) noclegu na dziko, po prostu zjechaliśmy z pętelki na autostradzie i na pierwszym napotkanym kawałeczku (na serio był to kawałeczek) trawy rozbiliśmy namioty. Padliśmy od razu. Nie obudziły nas nawet przejeżdżające obok rozpędzone samochody.

a+group_of_young_people_sitting_on_a_ground_and_eating_breakfast

śniadanie na pętelce hiszpańskiej autostrady

Rankiem pełni sił postanowiliśmy, że wstąpimy na godzinę do Pampeluny i zobaczymy jak wygląda miasto słynące z walki byków. O ile zobaczenie samej areny skąd wyruszają byki zajęło nam jakieś pięć minut (wyciągnięcie aparatu, ustawienie się do zdjęcia, zrobienie zdjęcia i schowanie aparatu), na całego popłynęliśmy w barze serwującym tapas. Kto próbował hiszpańskie tapas zrozumie. Po prostu nie mogliśmy oderwać najpierw oczu, a potem ust od tak pysznych przekąsek. Ostatecznie wyruszyliśmy z Pampeluny nieźle spóźnieni. Ale za to najedzenia i uśmiechnięci od ucha do ucha.

a_blond_girl_standing_in_front_of_the+pampeluna_arena

zza tej czerwonej bramy wyruszają wściekłe byki

an_empty_street_in_pampelona_spain

i pędzą po tych uliczkach Pampeluny

Z przerwą na nocleg gdzieś we Francji przy szwajcarskiej granicy, w Szwajcarii na śniadanie wśród zielonych pól i w Neuschwanstein na ostatnie pamiątkowe zdjęcie z tym bajkowym zamkiem w tle, dotarliśmy do punktu zero.

an_empty_street_in_pampelona_spain

Jeśli chodzi Wam po głowie wyruszenie na swój własny Eurotrip, po wskazówki wpadajcie tutaj.

A ja szykuję się do przejechania kolejnego skrawka Europy 🙂

2 komentarze

  1. Weronika@australijski-bumerang

    Szalenie ciekawe zdjęcia! Oj zachęciłaś do odwiedzenia Hiszpanii i Gibraltaru 🙂 Planuję europtrip i chyba dobrze trafiłam! Przydadzą się porady w tej kwestii 🙂

  2. receptanapodroz

    Weronika bardzo się cieszę, że Cię zachęciłam! Trzymam kciuki za Twoj Eurotrip – na pewno nie pożałujesz niczego 🙂

Funkcja trackback/Funkcja pingback

  1. Jak nie zbankrutować w Barcelonie – RECEPTA NA PODRÓŻ - […] kolejny cel podróży jest to zupełnie nowe dla mnie miejsce. Ale dla niej robię wyjątki – moja Barcelona. Zakochałam…

Wyślij komentarz