Jest w Salwadorze pewien szlak, który zaciekawił mnie do takiego stopnia, że to z jego powodu postanowiłam zrobić wszystko, aby mimo licznych odradzających głosów, przybyć w ogóle do tego kraju i na własne oczy przejechać się najbardziej malowniczą częścią salwadorskiej krainy.
Moi drodzy, w tym poście przeczytacie o Ruta de las Flores, czyli o Kwiecistym Szlaku. Podkreślam jeszcze raz, że przeczytacie, nie zobaczycie.
Ruta de Las Flores – jak to było u mnie?
Moim salwadorskim celem było upolowanie sensacyjnych fotek na wspomnianej wyżej Ruta de las Flores. Dlaczego więc pod tymi wszystkimi linijkami tekstu nie roi się od wielobarwnego latynoskiego kwiecia, od wąskich uliczek udekorowanych ludzkimi rękodziełami, od alei, nad którymi bajkowe rośliny tworzą naturalny schron przed palącym słońcem?
A no dlatego, że mój plan zwiedzania Salwadoru, jak i całej Ameryki Środkowej, był dość napięty i nie przewidywał większych obsuw, niepomyślności i drogowych komplikacji. Jednak Salwador już od początku płatał wszelakie logistyczne figle, o czym zresztą pisałam tutaj. Mimo nieustającej walki z naszej strony, apogeum salwadorskich niepowodzeń nastąpiło podczas arcywolnej wspinaczki na wulkan Santa Ana. Wspinaczki, która pogrzebała mój plan fotograficznego wyżycia się na Ruta de Las Flores.
Choć tak do końca się nie poddaliśmy, bo ekspresowym tempem przejechaliśmy przez większość tych jakże malowniczych miasteczek położonych na Kwiatowym Szlaku, tylko rozdrażniło to moje oczy. Na prawo i lewo widziałam genialne kadry na fotki wręcz do magazynu podróżniczego. Czas gonił, ponaglał też towarzysz na siedzeniu pasażera, dlatego musiałam obejść się smakiem. Po dziś dzień czuję niedosyt nie do opisania.
Mimo wszystko postanowiłam zamieścić na blogu spis najważniejszych atrakcji salwadorskiego Szlaku Kwiatów. W głębi ducha czuję, że jeszcze tam kiedyś wrócę i uzupełnię wpisy z Salwadoru o jeszcze jeden — Ruta de las Flores w obrazkach. Oczywiście zostaniecie o tym powiadomieni!
A tymczasem rozpoczynamy dość suchą podróż przez najbardziej malowniczą, moim zdaniem, atrakcję turystyczną Salwadoru.
Ruta de Las Flores – informacje ogólne
Jak zdążyliście już wywnioskować ze wstępu, Ruta de las Flores, czyli Szlak Kwiatów jest niezwykle romantyczną trasą turystyczną w Salwadorze, wijąca się przez góry w zachodniej części tego niewielkiego kraju. Choć nie ma dokładnej daty jej powstania, nazwa „Ruta de las Flores” zaczęła być używana w latach 70. ubiegłego wieku, kiedy to rozpoczęto promowanie regionu ze względu na jego piękno naturalne, szczególnie obfitość kwiatów w porze deszczowej, czyli trwającej tutaj do listopada do lutego. Ruta de Las Flores jest przesiąknięta obszerną historią, w której wzięły udział rzesze ludzi i instytucji. Wszystkie zaangażowane osoby podjęły odpowiednie działania, aby osiągnąć uznanie nie tylko mieszkańców Salwadoru, a przede wszystkim wśród międzynarodowych turystów.
Dzisiejszy wygląd Ruta de las Flores to efekt niezwykłej współpracy różnych sektorów Salwadoru, nie tylko branży turystycznej. Skuteczna logistyka, podkreślenie walorów przyrodniczych, troska o roślinność, ale także rozwój lokalnego rzemiosła i rękodzieła oraz udoskonalenie kuchni regionalnej – wszystko to przyczyniło się do sukcesu Szlaku Kwiatów.
Trasa ta wije się przez malownicze miasteczka: Ahuachapán, Juayúa, Concepción de Ataco, Apaneca, Nahuizalco oraz Salcoatitán, oferując turystom niezapomniane wrażenia i różnorodne atrakcje.
Każde z miasteczek Szlaku Kwiatów ma swój niepowtarzalny charakter i urok, dlatego warto odwiedzić je wszystkie, aby w pełni doświadczyć różnorodności tego regionu. Droga pomiędzy miasteczkami stanowi integralną część niezwykłych atrakcji Ruta de las Flores. Pasmo górskie Apaneca-Ilamatepec, którego szczyt sięga 2381 metrów, oraz majestatyczne wulkany to tylko niektóre z cudów natury, które można podziwiać podczas podróży.
Zanim podzielę się wskazówkami dotyczącymi najsprawniejszego i najbezpieczniejszego przemieszczania się między miasteczkami, rzućmy okiem na krótką charakterystykę każdego z nich.
Salcoatitán: raj dla kawoszy
Salcoatitán to mekka dla miłośników kawy. Liczne kawiarnie kuszą aromatycznymi naparami i słodkimi deserami. Dla prawdziwych koneserów polecam wycieczkę po plantacji kawy, gdzie można poznać tajniki uprawy i produkcji tego szlachetnego napoju. W mieście znajduje się również piękny kościół kolonialny z XIX wieku, którego wnętrze zachwyca bogactwem zdobień. Nazwa miasta, „miejsce pomiędzy wężami i quetzalami”, oddaje jego mistyczne położenie na wysokości 1045 metrów n.p.m.
Juayúa: festiwal smaków i wodospadów
Juayúa to serce Ruta de las Flores, słynące z festiwalu gastronomicznego, który co weekend przyciąga tłumy smakoszy. To także punkt wypadowy do wędrówki do Siedmiu Wodospadów – ponad 10-kilometrowej trasy, która prowadzi przez plantacje kawy i bananów, a następnie przez malowniczą dolinę, gdzie można podziwiać kaskady wodospadów i wspiąć się po jednym z nich. W samym miasteczku warto pospacerować po urokliwych uliczkach, odwiedzić park centralny i skosztować świeżych owoców i warzyw na lokalnym targu.
Apaneca: górskie widoki i plantacje kawy
Apaneca, położone najwyżej ze wszystkich miasteczek na Ruta de las Flores, zachwyca brukowanymi uliczkami i zapierającymi dech w piersiach widokami na okoliczne góry. To idealne miejsce na piesze wędrówki, zwłaszcza do pobliskich lagun: Laguna Verde i Laguna de las Ninfas. Miłośnicy adrenaliny mogą spróbować swoich sił na zipline lub w słynnym labiryncie Albania. Apaneca słynie również z produkcji najwyższej jakości kawy, dzięki swojemu położeniu na wysokości 1470 metrów n.p.m.
Concepción de Ataco: feeria barw i murali
Concepción de Ataco to oryginalna eksplozja kolorów. Murale zdobiące ściany budynków, klimatyczne uliczki i kolorowe domy tworzą niepowtarzalną atmosferę tego miasteczka. Warto wspiąć się na punkt widokowy, skąd rozciąga się panorama na Ataco i okoliczne góry. To miasto słynie z tradycji tkackich i rzeźbiarskich, a także z corocznego Dnia Latarni, podczas którego ulice rozświetlają się tysiącami kolorowych lampionów.
Ahuachapán: brama do zachodniego Salwadoru
Ahuachapán, stolica najbardziej na zachód wysuniętego departamentu Salwadoru, to miasto o bogatej historii i kulturze. Warto odwiedzić kościół Nuestra Señora de la Asunción, pasaż La Concordia oraz Centrum Kultury i Sztuki Alfredo Espino, poświęcone twórczości tego wybitnego salwadorskiego poety. W okolicy znajdują się również Ausole, czyli geotermalne źródła pary, które dostarczają energię dla kraju, oraz rezerwat przyrody Bosque El Imposible, będący domem dla wielu gatunków roślin i zwierząt.
Nahuizalco: ukryty klejnot Ruta de las Flores
Choć Nahuizalco bywa niesłusznie pomijane, to miasteczko o prehiszpańskich korzeniach kryje w sobie niezwykły urok. Jego nazwa, „Cztery Izalcos”, nawiązuje do wulkanicznego dziedzictwa regionu. Spacerując po brukowanych uliczkach, natkniemy się na tętniący życiem nocny targ, jedyny taki w całej gminie. To prawdziwa gratka dla miłośników rękodzieła, zwłaszcza wyrobów z wikliny i tuli. Warto zajrzeć do Muzeum Pamięci Pipil, gdzie można poznać historię rdzennych mieszkańców i posłuchać ich języka, nahuatl. Nie zapomnijmy o XVIII-wiecznym kościele San Juan Bautista oraz Centrum Rozwoju Rzemiosła, które ukazuje proces powstawania lokalnych dzieł sztuki.
Jak sami widzicie, to raptem 6 miasteczek, ale dostarczają takiej gamy przeżyć i urozmaiceń, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Ruta de Las Flores – jak się przemieszczać między miasteczkami?
Kiedy jeszcze z poziomu Polski planowałam swoją wizytę na Ruta da Las Flores, biłam się z myślami, w jaki sposób najsprawniej odwiedzić tę wyjątkową atrakcję turystyczną Salwadoru. Początkowo planowałam zrobić to komunikacją publiczną. Choć z całą pewnością byłaby to najtańsza opcja, pomiędzy miejscowościami Szlaku Kwiatów kursują równie barwne co i sam szlak autobusy, nazywane chicken busami.
Ostatecznie zrezygnowałam z takiej opcji. Już będąc w Salwadorze przekonałam się, że była to dobra decyzja. Co prawda mijałam mnóstwo niezwykle barwnych chicken busów, większość z nich była jednak niezmiernie przeładowana, a co najgorsze, utykała w niekończących się korkach, z których zresztą słynie ta część świata. Licząc na ten niezwykle interesujący, choć mozolny transport, po rozwleczonej w czasie wizycie na wulkanie Santa Ana, z pewnością ledwo dotarłabym do miasta Santa Ana, z którego wcześnie rano odjeżdżał autobus do Gwatemali. Nie byłoby więc mowy o nawet pospiesznym przejechaniu Ruta de Las Flores.
Jeśli jednak macie kilka dni czasu i chcecie go przeznaczyć na Kwiatowy Szlak, chicken busy to doskonała sposobność na wtopienie się w tłum i klimat tego kraju.
Jeśli jednak zależy Wam na czasie, opcje są dwie: lokalny kierowca lub przewodnik oraz wynajęty samochód. Ta druga opcja w Salwadorze jest ciut wymagające, kraj ten dopiero wkracza do świata turystycznego, stąd nie raz można zaliczyć tu prawdziwą wtopę nie ze swojej winy, jak chociażby nasza anulacja, opłaconego już wcześniej wynajętego samochodu, o czym zresztą pisałam w tym wpisie.
Jednak podróż wynajętym samochodem, jak to zwykle bywa, daje Wam najwięcej swobody i niezależności, a co za tym idzie, największe pole do popisu jeśli chodzi o przejechanie trasy Ruta de Las Flores i zatrzymywanie się dowolną ilość razy w którychkolwiek miejscach, by zdobyć znakomite fotografie.
Istnieje jeszcze opcja wynajęcia auta z kierowcą, oficjalnie lub poprzez dogadanie się z lokalsami. Sama rozważałam również taką opcję. Według informacji zastanych w Internecie opcja taka jest polecana przez nie tylko tych odważnych turystów z całego świata. Jak to zrobić? Wystarczy najzwyczajniej zagadać do przyjaźnie wyglądającego Salwadorczyka na przystanku, w restauracji czy w hostelu, reszta zadzieje się już sama.
Ruta de Las Flores – bezpieczeństwo
Co do bezpieczeństwa, choć Internet nawet na oficjalnej rządowej polskiej stronie na temat Salwadoru oznajmuje, że podróżując przez ten kraj, należy zachować nadzwyczajną ostrożność, podróżować tylko w zorganizowanych grupach, wystrzegać się przemieszczania na własną rękę w tym nawet wynajętym samochodem, rzeczywistość w Salwadorze wcale nie prezentuje się jak w powyższym opisie.
Salwador okazał się przyjaznym państwem, z przyjaźnie nastawionymi na przyjezdnych mieszkańcami. Wynajętym samochodem przejechaliśmy kilkaset kilometrów i nigdy nie natknęliśmy się na nieprzyjemne sytuacje. A wartownicy uzbrojeni po zęby przed wejściem do banku, pizzerii czy apteki to widok zarezerwowany nie tylko dla Salwadoru, ale wielu latynoskich państw.
Zachowajcie standardowe środki ostrożności. Zarówno na Ruta de Las Flores, jak i w każdym innym miejscu Salwadoru starajcie się nie podróżować po zmroku, nie kręćcie się w podejrzanych okolicach, a nic złego nie powinno Was spotkać.
Podczas podążania szlakiem Ruta de Las Flores mogłam obserwować zwyczajne życie mieszkańców Salwadoru: dzieci wracające ze szkoły w jednakowych mundurkach, kobiety spacerujące z gromadką umorusanych urwisów, place zastawione straganami, na których lokalne staruszki sprzedawały owoce Matki Natury, wiekowi Salwadorczycy w cieniu egzotycznych drzew rozgrywający szachowe partyjki, czy miejscowi robotnicy na wysokich drabinach malujących na śnieżnobiało fasadę uroczego kościółka, do którego prowadzą dwa tuziny schodów. Dzień jak co dzień, można by rzec. W większości miasteczek dwójka białych turystów z dużym aparatem nie wzbudzała większego zainteresowania wśród mieszkańców.
Ruta de Las Flores – podsumowanie
Na koniec napiszę jeszcze raz w ramach podsumowania, że jeśli planujecie przybyć do Salwadoru, dodajcie Ruta de Las Flores do Waszej listy MUST SEE. Jestem pewna, że będą to przepięknie spożytkowane godziny, a nawet dni. Sama, jeśli jeszcze kiedyś będzie mi dane postawić po raz drugi swoje stopy w Salwadorze, jestem przekonana, że wrócę na Ruta de Las Flores i poświęcę jej znacznie więcej czasu. Zwłaszcza jako fotograf.
0 komentarzy