Tromsø – jedno z siedmiu największych miast Norwegii. Największe miasto północnej części kraju, leżące na wyspie Tromsøya 350 kilometrów za kołem podbiegunowym. Nawet nie wiedziałam o istnieniu takiego miasta i pewnie dalej bym nie wiedziała, gdyby nie zachciało mi się zapolować na zorzę polarną. Więcej o zorzy przeczytacie też tutaj.
Poniżej znajdziecie, co poza zorzą w Tromso można robić.
Loty. Od kilku miesięcy dzięki uprzejmości Wizzaira do Tromso dolecimy bezpośrednio z Gdańska. Nawet dla osób z południa Polski dojazd pociągiem do Gdańska wraz z biletami lotniczymi jest finansowo bardziej opłacalny niż lot do Tromsø z przesiadką w Oslo. A to z jednego ukrytego kruczka, na który sama dałam się nabrać kupując tani bilet do Oslo. Tanie linie lotnicze dolatujące do Oslo lądują na lotnisku Oslo Torp, które z samym Oslo wspólną ma tylko nazwę. To nieszczęsne lotnisko Torp oddalone jest od właściwego Oslo o 150 kilometrów!
Do Tromsø wylatywałam z Oslo Gardermoen. Dla mnie, podróżnika niskobudżetowego, było to prawdziwą porażką, kiedy za transfer między lotniskowy (tylko przez swoją nieuwagę – czytaj: gupotę), zapłaciłam dwa razy tyle ile za bilet na cztery loty. Jeśli i Wam się tak zdarzy, najbardziej polecam Wam dołączyć tymczasowo do grupy na facebooku – grupa Polaków mieszkających w Oslo, którzy proponują podwózkę między Torp a Oslo. Można też przemieścić się pociągiem (tutaj kupicie bilet – jeśli kupicie z wyprzedzeniem, zaoszczędzicie i to SPORO) lub autobusem.

350 kilometrów za kołem podbiegunowym
Na szczęście takiego kłopotu nie ma z wydostaniem się z lotniska w Tromsø. Przy samym wyjściu z budynku lotniska znajdziecie autobusy prywatnej linii Flybussen (jednorazowy bilet kupicie u kierowcy za 100 NOK – można płacić kartą), które zabiorą Was do centrum miasta. Ale bardziej ekonomicznie wychodzi przejść się z lotniska kawałek dalej (2 minuty). Musicie ominąć lotniskowy parking i dojść do głównej drogi, tam znajdziecie przystanek autobusu miejskiego linii 40 i 42, który też zabierze Was do centrum miasta. Bilet kupicie u kierowcy tylko za gotówkę za 50 NOK. Jest to bilet dwugodzinny. Możecie w centrum przesiąść się do innego autobusu i dojechać do swojego miejsca docelowego już bez dopłaty. Możecie też na lotnisku kupić bilet 24-godzinny za 100 NOK w sklepie w głównej hali lotniska, można płacić kartą. Zostaje też taksówka, ale wtedy zapłacicie około 200 NOK. Podróż autobusem to jakieś 20 minuty. Mapę komunikacji miejskiej znajdziecie tutaj, zerknijcie też tutaj – pomocne w planowaniu zwiedzania miasta.
Noclegi. Zwykle nie szukam noclegu w hotelach. Przede wszystkim wybieram airbnb albo couchsurfing, sporadycznie zdarza mi się wybierać nocleg na booking.com, zwłaszcza w miejscach bardziej niepewnych. Dlatego w Tromsø wybrałam airbnb. Znalezienie noclegu w miarę w rozsądnej cenie było bardzo, bardzo trudne. Musiałam nieco oddalić się od centrum miasta – nieco: przeniosłam się z wyspy na ląd. Jeśli wybieracie się do Tromsø w miesiącach zimowych, późną jesienią albo wczesną wiosną (czyli w miesiącach polowania na zorzę) o noclegu pomyślcie dużo wcześniej. Dobre i tańsze miejsca rozchodzą się migiem. Latem można wspomóc się namiotem – w Skandynawii taki rodzaj koczowania jest legalny.

takich atrakcji żaden hotel Wam nie zapewni
Samochód. Sytuacja z wypożyczeniem samochodu może być jeszcze bardziej skomplikowana niż z noclegiem. O tym też pomyślcie wcześniej. Kiedy dotarłam do Tromsø niemożliwym było znalezienie chociaż jednego wolnego auta. Obdzwoniliśmy wszystkie możliwe wypożyczalnie z nędznym skutkiem. Z pomocą przyszedł nam gospodarz airbnb, który wykonując jeden telefon do przyjaciela uratował nasze polowanie na zorzę, stawiając przed domem starą mazdę. Chcąc nieco zaoszczędzić na wypożyczeniu auta, spróbujcie w pierwszej kolejności w niekomercyjnej wypożyczalni rent a wreck albo rent a star (mają TYLKO mercedesy).
Co można robić w Tromsø (oczywiście poza ganianiem za zorzą)?
Od 27 listopada do 19 stycznia w Tromsø nie ma słońca – trwa noc polarna. Można wtedy skusić się na zwiedzaniu muzeów. Wcale nie kosztuje to tak dużo, jakby mogło się wydawać. Za 80 NOK (około 40 zł) kupicie bilet wstępu do trzech muzeów. Ja jakimś wielkim fanem zwiedzania muzeów nigdy nie byłam, więc będąc w Tromsø wybrałam się tylko do jednego – Polar Museum (60 NOK za to muzeum, 80 NOK za to i dwa opisane dalej). Znajdziecie w nim wypchane polarne zwierzaki, chatki rybaków, ale też nieco historii, w tym ciekawostki z wyprawy Amundsena na północny biegun zimna. Jeśli kupicie bilet łączony, możecie też odwiedzić Tromsø Museum (informacje o zorzy polarnej, życiu na kole podbiegunowym) i MS Polstjerna (muzeum na okręcie). Jest też Polarnia – można tam oglądać żywe foki (130 NOK), ale wszystkie pytane przeze mnie osoby odradzały mi to miejsce, dlatego osobiście nie sprawdziłam czy warto się tam wybrać.

Polar Museum w Tromsø
Bardziej polecam Wam spacer po ulicach Tromsø, zwłaszcza przy zatoce i to o każdej porze dnia i nocy. Albo wspinaczkę czy wjazd na Fjellheisen. Zimą lepiej wybrać wjazd kolejką, wspinaczka bez raków może być niemożliwa, a już na pewno niebezpieczna. Bilet w obie strony to wydatek 140 NOK. Warto wjechać na górę zwłaszcza nocną porą i cieszyć się widokiem oświetlonego miasta. Na górze można napić się ciepłej herbaty (40 NOK), albo przegryźć coś za nieco więcej koron. Wydawać by się mogło, że z takiego miejsca można obserwować zorzę, ale nie dajcie się wprowadzić w błąd zdjęciami zdobiącymi ściany restauracji. Zbyt dużo świateł jest wokoło, żeby zobaczyć stamtąd zorzę, zwłaszcza jeśli jej aktywność nie jest bardzo silna.
Jeśli chcecie posmakować Tromsø, spróbujcie gulaszu z renifera albo steka z wieloryba. Brzmi egzotycznie, kosztuje też bardzo “egzotycznie”. Nieco taniej możecie nacieszyć się łososiem i to nie byle jakim a właśnie norweskim. A na mniejszą kieszeń w markecie kupicie kabanosy z renifera.

widok na miasto ze szczytu Fjellheisen
Będąc w Tromsø możecie też spróbować czegoś bardzo podbiegunowego – psiego zaprzęgu albo kuligu, gdzie ciągnąć będą Was renifery. Jeśli dodacie do tego duuuużo śniegu skrzypiącego pod Waszymi butami od mrozu, mogłoby się wydawać, że to prawdziwa bajka. Gdyby tylko nie cena. Za 4-godzinny zaprzęg husky od osoby zapłacicie 1650 NOK, za zaprzęgi reniferowe 1450 NOK.
Możecie też wybrać się na rejs w poszukiwaniu wielorybów (1200 NOK) albo na rejs po fiordach (1200 NOK).
Do wyboru jest też wizyta w wiosce reniferów, gdzie będziecie je karmić, a wieczorem wybierzecie się na poszukiwanie zorzy polarnej na saniach ciągniętych przez nie (1090 NOK).
Jeśli chcecie wybrać coś z tych atrakcji, koniecznie zabukujcie taką przygodę co najmniej na dwa tygodnie przed Waszym przyjazdem. Mimo tak wysokiej ceny, miejsca rozchodzą się bardzo szybko. Chociaż firm oferujących takie atrakcje jest mnóstwo. Zerknijcie tutaj albo tutaj.
Tromsø i okolice możecie też zwiedzić na własną rękę, jeśli tylko uda Wam się wypożyczyć samochód. Możecie pojechać przed siebie i samemu urządzić sobie wyprawę po fiordach północy. Polecam wrzucić na Waszą mapę wyspę Sommarøy i Grøtfjord. Jeżdżąc między fiordami po norweskich wyspach można poczuć się jak na końcu świata. Takim cywilizowanym końcu świata.
Zerknijcie poniżej jak pięknie wygląda północna Norwegia zimą.

Grotfjørd

Sommarøy
Ale przede wszystkim Tromsø jest jednym z tych miejsc na świecie, gdzie macie sporą szansę na zobaczenie magicznej zorzy polarnej.
Jak i kiedy na nią zapolować, przeczytajcie tutaj.
Adam trzymam kciuki! I polecam Ci – przeżycia z polowania nie mniej będą zapamiętane niż pokaz na niebie 🙂