Analizując zamieszczane przeze mnie ostatnio wpisy można dojść do wniosku, że pojawiam się tutaj od zorzy do zorzy. I choć w międzyczasie było mi dane zawitać w niejednym kraju, to właśnie zorza polarna ponownie zmusiła mnie do zamieszczenia na blogu kilku słów, ale też podzielenia się z Wami skradzionymi kadrami z kolejnej odkrytej przeze mnie zimowej krainy. A uwierzcie mi, jest na co popatrzeć!
Nie będę się tym razem rozpisywała jakie emocje wyzwala we mnie zielona łuna na niebie, bo przeczytacie o tym chociażby tu i tu. Tym razem będzie krótko, konkretnie i tak jak lubicie najbardziej – przydatnie. Dlatego poniżej dzielę się z Wami tipami na w miarę niskobudżetowe polowanie na zorzę polarną w Finlandii, niedaleko Rovaniemi. A jak wiadomo, miejsce to do najtańszych w Laponii nie należy.
Zamiast lecieć dojedźcie do Rovaniemi sami
Bardzo chciałam polecieć w tym sezonie do innego kraju, aby podziwiać Aurorę. Przypomnę, że wcześniej byłam już dwukrotnie w Norwegii oraz na Islandii, dlatego za cel spośród jeszcze nieznanych mi lokalizacji obrałam sobie Finlandię. Z tego powodu też od października śledziłam perypetie cenowe właśnie dla tego kierunku.
Z moich obserwacji wyniknęło, że niezmiernie ciężko trafić na bezpośrednie loty z Polski do samego Rovaniemi, jeszcze trudniej zaś na lotnicze okazje. Loty, które w sezonie zorzy polarnej pojawiającą się w siatce połączeń, swoją ceną oscylują wokół 1300-1500 złotych, co osobiście uważam za dość wygórowaną cenę niezbyt odległego lotu. Zdarzają się nieco przystępniejsze ceny (800 zł), które zwykle towarzyszą lotom z przesiadką, przede wszystkim na londyńskim Stansted, z nieraz dość długimi godzinami oczekiwania.
Ostatecznie zdecydowałam się na zakup taniego – 139 zł w dwie strony – lotu z Gdańska do Turku. Dla tych nieobeznanych na fińskiej mapie zaznaczę, że Turku leży na samym południu tego dość rozległego kraju.
No dobra, ale zapytacie co dalej. Wszak w Turku darmo wypatrywać zielonego nieba.
Z Turku do Rovaniemi można dostać się na trzy sposoby, choć bardziej rozważnym ludziom poleciłam rozpatrzenie dwóch środków transportu: autobusem lub pociągiem. Ceny są przeróżne, ale przy tanim bilecie do Turku i tak taka trasa wyjdzie Wam taniej niż lot do Rovaniemi. Dodam, że dojazd będzie trwał około 14 godzin, a średni koszt w obie strony to 250 zł w przypadku autobusu oraz 500 zł jeśli wybierzecie pociąg.
Jest jeszcze trzecia opcja, którą polecam naprawdę tylko największym śmiałkom – podróż samochodem. Opcja ta jest zdecydowanie najbardziej niezależna, przy 5 osobowej ekipie jest też najtańsza. Niekoniecznie jednak najbezpieczniejsza i najbardziej komfortowa, jeśli wynajmiecie budżetowe auto.
Te prawie tysiąc kilometrów po nieraz dość oblodzonej i zaśnieżonej drodze, którą dodatkowo komplikują wszędobylskie fińskie fotoradary oraz świadomość jednych z najdroższych mandatów w Europie sprawiły, że udało nam się ją pokonać w niecałe 15 godzin. Z perspektywy czasu nie wiem, czy ponownie zdecydowałabym się właśnie na takie rozwiązanie, mimo oszałamiających po drodze widoków za samochodową szybą. Ale decyzję pozostawiam Wam, a ja podsumuję ten punkt, że człowiek jednak uczy się naprawdę całe życie.
Samochód wynajmijcie na południu Finlandii
Z punktem powyższym bezpośrednio łączy się punkt obecny. Bo jeśli wybierzecie opcję dojazdu do Laponii z Turku samochodem, za wynajęty samochód na południu z pewnością zapłacicie mniej niż w samym Rovaniemi. Dodam, że Rovaniemi jest jednym z droższych, jeśli nie najdroższym miastem w Finlandii i dotyczy to nie tylko biletów lotniczych, wynajęcia samochodu, ale też cen paliwa, noclegów i butelki zwykłej niegazowanej wody.
Dla porównania, koszt wynajmu jednakowego samochodu w tym samym okresie czasu przy lotnisku w Turku wynosi 900 zł, zaś w Rovaniemi 1900 zł. Decyzję ponownie pozostawiam Wam.
Noclegu poszukajcie poza Rovaniemi
Jak już pisałam wyżej, ceny w Rovaniemi są znacznie wyolbrzymione. Będąc już zaopatrzonym w samochód (polowanie na zorzę bez tego narzędzia może być nie tylko kłopotliwe, ale i bezowocne, o czym pisałam tutaj) z poszukiwaniami miejsca na nocleg warto oddalić się nieco od Rovaniemi.
Sami zachęceni znacznie niższymi cenami, na swoje fińskie tymczasowe lokum wybraliśmy okolice Kittili, dokładnie podnóża góry Levi. Nie tylko sporo udało nam się zaoszczędzić, ale też odkryliśmy narciarskie oblicze Finlandii, a przede wszystkim wysyciliśmy wzrok obłędnie białą niesamowicie piękną krainą. Odpoczęliśmy też w zupełnej ciszy z dala od wszelkich cywilizowanych zabudowań, pojazdów, a nawet ludzi. Im bardziej oddalaliśmy się na północ od Rovaniemi, tym więcej śniegu nas otaczało, a współczynniki zorzowe szybowały w górę.
Choć podczas samochodowej przeprawy z Turku zapewne każdy z moich towarzyszy przeklinał w duszy najpierw pomysł takiej drogi, później to, że od samego Rovaniemi przed nami kolejne 2 godziny jazdy już w samym środku polarnej nocy, był to zdecydowanie strzał w dziesiątkę.
Podsumowując ten punkt, za miejsce noclegowe o podobnym standardzie w tym samym okresie czasu dla 5 osób w Rovaniemi zapłacicie 8000 zł, zaś w okolicy Kittili to 3500 zł.
Dodam, że samo Rovaniemi nie urzekło mnie niczym, co skłoniłoby mnie do powrotu w to miejsce. Zaś Kittilä skradła moje uwielbiające mroźne klimaty serce.
Zabierzcie jedzenie z Polski
Nie odkryję tutaj nic nowego, zapewne niejeden podróżnik stosuje się do tego tipu wybierając się do któregoś ze skandynawskich państw. Ceny w tutejszych marketach potrafią porazić o wiele bardziej, niż nawet 32 kg bagaż nadawany w Wizzair. Choć z ręką na sercu muszę przyznać, że cena takowego bagażu i tak wyrzuciła mnie z butów.
Mimo wszystko przy kilkuosobowej grupie jest to zdecydowanie najtańsza opcja wyżywienia również w Finlandii. Oczywiście przy założeniu, że wasze miejsce pobytu posiada wyposażoną kuchnię. Ale sądzę, że tego zdążyliście się już domyślić.
Choć ceny w fińskich marketach są nieco korzystniejsze dla polskiego portfela niż ma to miejsce w Norwegii, ciągle nie należą do najprzyjemniejszych. Podobnie ma się sprawa w restauracjach. Przykładowo za 1,5 litrową butelkę wody z Norwegii zapłacicie prawie 10 zł, w Finlandii 7 zł. Zaś za fińskiego burgera (z mięsa renifera) 130 zł, w Norwegii powyżej 200 zł. Pół litrowe lokalne piwo w Norwegii to koszt 42 zł, w Finlandii 31 zł. Po więcej szczegółów odsyłam Was na stronę.
Polećcie paczką dobrych znajomych
To zdecydowanie najistotniejszy punkt znacznego zredukowania ceny pobytu w Finlandii (i nie tylko). Wybierając się w grupie tylu osób, aby w samochodzie nie wozić pustego powietrza, zaoszczędzicie nie tylko na wynajmie samego auta i paliwie, ale też nadawanemu bagażowi oraz noclegu. A już na pewno miło spędzicie wspólny czas, którego podczas zimowych wyjazdów na Północ do spożytkowania jest naprawdę sporo.
W zależności od miesiąca, dzień w Laponii może być super krótki, co poniekąd zmusi Was do przesiedzenia kilku długich godzin w domku urządzonym w stylu skandynawskim z cudownie rozgrzaną podłogą i wcale nie takim małym telewizorem z dostępem do fińskiego Netflixa. W przypadku Finlandii wielce prawdopodobnym jest również to, że Wasza łazienka zaopatrzona będzie w prawdziwą fińską saunę.
Dodam, że nieodzowne od lat okazują się tutaj planszówki i wnikliwa selekcja współtowarzyszy.
Skorzystajcie z tańszych zimowych atrakcji
Od lat chodził mi po głowie pomysł udziału w którejś z zimowych atrakcji Północy: wyścigu skuterów śnieżnych, kuligu w saniach ciągniętych przez renifery czy kursie opanowania sanek napędzanych siłą psów husky, a nawet podglądanie wielorybów. W tym roku doszła do tego również wyprawa lodołamaczem. Oczywiście ceny tych wszystkich atrakcji są tak kolosalne, że nawet z zastosowaniem wszystkich powyższych punktów taka wyprawa mogłabym okazać się najdroższym przedłużonym weekendem mojego życia.
Jednak postanowiłam małymi krokami i wnikliwą analizą odhaczać te marzenia ze swojej listy. W tym roku wybrałam przejażdżkę saniami ciągniętymi przez psy husky po zamarzniętym jeziorze, połączoną ze zwiedzaniem polarnej osady zwierzęcej, uwieńczonej degustacją fińskiej kiełbasy.
Choć takie kilka godzin może w Skandynawii kosztować jedną osobę nawet tysiąc złotych, nieopodal wspomnianej już Kittili zrobicie to nieco taniej, a co najważniejsze, nie będziecie mieli poczucia wszędobylskiej turystyki i komercji, a tym bardziej wyzysku zwierząt. Z czystym sumieniem polecam Wam to miejsce, które znajdziecie pod tym linkiem. Za taką przyjemność zapłacicie niecałe 300 złotych.
Poza tym daleka Północ oferuje mnóstwo darmowych atrakcji: przejażdżki zaśnieżonymi drogami, mniej lub bardziej kontrolowane ślizgi samochodowe, spektakularne wschody i zachody słońca, które nieraz dzieli zaledwie kilka godzin. Do tego krajobraz niczym z zimowej baśni, bo kilkumetrowe zaspy i lasy pokryte równym nieskazitelnie czystym mieniącym się w słońcu puchem w polskich miastach nie należy już do częstych zimowych widoków.
A przede wszystkim zupełnie darmowa, onieśmielająca, hipnotyzująca i zupełnie uzależniająca ONA – Aurora Borealis.
P.S. Postanawiam pojawiać się tu częściej niż od zorzy do zorzy! 😊
0 komentarzy